Samuel uwielbia swoje beztroskie życie na Lazurowym Wybrzeżu. Znakomicie odnajduje się w towarzystwie pięknych turystek i ani myśli o ustatkowaniu się. Jednak los ma wobec niego zupełnie inne plany. Pewnego dnia na plaży zjawia się Kristin – jedna z jego przelotnych przyjaciółek i wręcza mu bardzo szczególny prezent. „To twoja córka” – mówi i znika. Od tej chwili Samuel staje się pełnoetatowym samotnym tatą maleńkiej Glorii. O dzieciach nie ma pojęcia, bardzo dobrze wie tylko skąd się biorą. Z biegiem czasu jednak staje się tatą, który nie wyobraża sobie życia bez ukochanej córeczki. Jednak gdy Gloria ma 8 lat, na horyzoncie niespodziewanie pojawia się Kristin. Szczęśliwy świat znów staje na głowie…
„Instrukcji nie załączono”, którego „Jutro będziemy szczęśliwi” jest remakiem powstał zaledwie 4 lata temu, Piszę o tym, ponieważ choć francuska wersja jest całkiem udana, nie do końca wiem po co powstała. Gdyby powstała 20 lat po tamtej, moglibyśmy zakładać, że większość widzów z następnego pokolenia jej nie zna. Tu jest inaczej. Dla kogokolwiek kto obejrzał meksykański film i na końcu popłakał się jak bóbr, francuska wersja zostaje odarta z sekretu i przestaje być zaskakująca. Trudno pisać o tym zarzucie nie spoilerując, ale chodzi o to, że skoro wiemy o pewnej nieoczywistości na jakiej opiera się fabuła filmu, nie jest już on dla nas tak wzruszający jak powinien.
Pomijając jednak tą niedogodność mamy przyjemność obejrzenia dobrej komedii, ze świetnymi dialogami, w której smutek i radość balansują zgrabnie na szali fabuły, przez co film stanowi właściwie idealny przykład komediodramatu, gdzie wszystko to jest mniej więcej równomiernie wyważone W porównaniu z oryginałem tutaj ewidentnie postarano się bardziej wyeksponować rolę Sy’a, który we francuskim kinie od czasu „Nietykalnych” jest maszynką do robienia pieniędzy, toteż główny ciężar filmu to karnawałowa zazwyczaj relacja jego i Glorii. Nie jest to jednak zarzut, ot po prostu różnica, która miejscami skutkuje lekkim przedobrzeniem. Poza tym kreacja Eugenio Derbeza była lekko autoironiczna, a Sy gra na zupełnie innej nucie i w jego grze tego dystansu do siebie nie dostrzegłam. Omarowi Sy partneruje urocza Gloria Colson, świetnie poprowadzona mała zdolna aktoreczka, która z miejsca kradnie nam serca. Sympatyczną i bardziej wyrazistą niż w pierwowzorze ejst postać Berniego, przyjaciela Samuela, granego przez jowialnego Antoine Bertranda. Jeśli jeszcze trzymać się porównań wydaje się, że meksykańska wersja miała w sobie więcej lekkości, a tym samym bardziej rozwalała widza końcówka filmu. Tak czy inaczej film jest świetny, obyło się w nim bez melodramatycznych dłużyzn i tylko od czasu do czasu zabrzmi w nim nutka sentymentalizmu. A i tak na koniec przychodzi refleksja o tym jak mały mamy wpływ na to jak potoczy się nasze życie i tego jakim człowiekiem nas ono ukształtuje. I lepiej cieszyć się tym co dane tu i teraz (pewnie że to truizm, ale jaki prawdziwy), bo nie wiadomo co jest za zakrętem.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz jasny i cukierkowy w scenach pierwszych i finałowych, ciut bardziej stonowany w deszczowym Londynie. Ostrość porządna, kontrast głęboki.
Dźwięk dialogowy, ale w scenach kaskaderskich staje się intensywny i dynamiczniejszy, a w tyłach rozlegają się syki ognia i brzęk tłuczonego szkła.
BONUSY
Zwiastuny i booklet.
veroika
|