Judy Garland, cudowne dziecko sceny i wielkiego ekranu, dziewczyna, która podbiła serca światowej publiczności dzięki niewinnej urodzie, niezwykłemu głosowi i charyzmie. Wraz z wielkim sukcesem przyszła samotność, nieszczęśliwe miłości, cztery burzliwe małżeństwa, a z czasem coraz mniejsze zainteresowanie publiczności, gorsze kontrakty, chałtury. Największym pragnieniem zmęczonej życiem artystki jest teraz zapewnienie spokojnego bytu ukochanym dzieciom. Judy prawie pogodziła się z faktem, że najlepsze już za nią. I wtedy pojawia się niezwykła propozycja. Okazuje się, że w Londynie Garland wciąż jest wielką gwiazdą, a publiczność pragnie oglądać ją na najlepszych scenach. Czy Judy jest wciąż gotowa na kolejny skok w nieznane? Czy aby zapewnić szczęście dzieciom, zdecyduje się zostawić je na długie miesiące? Czy tajemniczy młody mężczyzna, może być tym, na którego czekała całe życie?
Judy to na pewno wielka rola Renee Zellweger zmienionej nie do poznania, którą się na długo zapamięta. Czy zapamięta się film? Nie sądzę. Bo troszkę nie nadążył za swą aktorką, która bardzo długo (cały rok) i skutecznie przygotowywała się do tej roli. Może dlatego, że opowiada tylko o ostatnich latach życia Judy Garland, tak naprawdę o jej upadku, a tylko nieliczne reminiscencje opowiadają o jej wczesnej przeszłości, kiedy została gwiazdą kina i latach chwały jako wokalistka. Ten pierwszy etap ukształtował tak naprawdę jej osobowość. Zellweger dobrze oddała dziecięcięcość Judy, która nigdy z niej nie wyrosła, w tym jej potrzebie akceptacji, jej potrzebę bycia kochaną i zaopiekowaną. Trudno się dziwić, że dorosła kobieta pozostała do śmierci dzieckiem, skoro latami farmakologicznie hamowano jej rozwój fizyczny i wbijano do głowy, że znaczy coś tylko wtedy, gdy nie dorasta... Kluczowy etap jej życia okaleczył ją do tego stopnia, że nigdy już nie zaistniała dobrze w innej roli, ani jako żony ani jako matki. W filmie widzimy te jej rozpaczliwe próby udawania normalnej mamy, gdy stara się zrobić jajecznicę dla dzieci. Z kolei z okresu scenicznej świetności, która uczyniła z niej ikonę też niewiele smakujemy, bo przecież całe życie borykała się z uzależnieniem i jej występy przypominały występy Amy Winehouse, która czasem porywała widownię, ale też czasem nie była w stanie zaśpiewać ani jednej piosenki. W przypadku Judy jej frustracja i nieumiejętność panowania na emocjami jest na tyle silna, że pali za sobą mosty obrażając fanów, którzy obracają się przeciwko niej. Pamiętajcie o mnie - prosi publiczność po wykonaniu w filmie swego ostatniego numeru. Oni tych emocji nigdy nie zapomnieli. My również zapamiętamy. |