Treścią tego obrazu pod zaczerpniętym z objawienia Joanny Błogosławionej tytułem „Jeździec imieniem Śmierć” są przygotowania do zamachu na życie Wielkiego Księcia, którego imienia nie poznajemy. Historia jest trochę fikcyjna (zamach na wielkiego księcia, carskiego wuja Sergiusza Aleksandrowicza Romanowa, faktycznie miał miejsce), trochę prawdziwa (pierwowzorem głównego bohatera jest Borys Sawinkow, członek partii Socjalistów-Rewolucjonistów i znany terrorysta o barwnym życiorysie, którego autobiograficzna powieść stała się kanwą scenariusza).
Akcja rozgrywa się w Moskwie w roku 1906, a był to czas eskalacji zamachów na wysokich urzędników carskich, od czego zresztą film się rozpoczyna. Bojowiec eserowców Georg Brien organizuje grupę terrorystyczną, która ma zabić Wielkiego Księcia. W skład grupy wchodzi zakochana w nim Erna, która zajmuje się konstruowaniem bomb, oraz ludzie reprezentujący różne środowiska społeczne i różne motywacje. Film pokazuje przygotowania do zamachu oraz same zamachy, a na tym tle prezentowana jest osobowość Georga, postaci bardzo enigmatycznej, zamkniętej w sobie i szczerze powiedziawszy – niezbyt sympatycznej. Samotnik, odrzucający miłość dwóch kobiet, ogarnięty obsesją zabicia Wielkiego Księcia, kierowany motywami, które dla widza do końca pozostają niezbyt jasne, niezbyt zrozumiałe i niezbyt chwalebne. Trudno się z nim utożsamić, tym bardziej że grający go Andriej Panin jest trochę drętwy, aczkolwiek na jego plus przemawia pewne podobieństwo do prawdziwego Sawinkowa.
Film miał być psychologicznym portretem terrorysty, ale jest to portret niezbyt ciekawy. Georg jest wprawdzie narratorem zza kadru, dużo mówi, ale mało co z tego, co mówi, jest przekonujące. Akcja, składająca się przeważnie albo z monologów Georga i jego wizyt w szykownych restauracjach, albo z szykowania bomby i zamachów, o ile do nich dochodzi, toczy się wolno, bez większego napięcia. I szczerze powiedziawszy, nie jest zbyt wiarygodna. Georg godzinami wystaje na ulicy przez pałacem księcia, nie budząc tym niczyjego zainteresowania, nawet carskiej ochrany, która przecież miała rozbudowany system szpicli i agentów (jeden pojawia się w filmie, ale zostaje wyprowadzony w pole jak dziecko). Jeszcze mniej wiarygodna jest scena indywidualnego zamachu Georga na księcia – po dwóch nieudanych próbach zabicia go poprzez poczęstowanie bombą w karecie, wielki książę udaje się bez żadnej asysty do teatru, po czym zasiada w loży absolutnie niechroniony przez nikogo. Przed jego drzwiami nie ma ani jednego wartownika, a drzwi do loży są nawet otwarte! No cóż, nawet w filmie trudno uwierzyć w taką bezmyślność i głupotę jednego z najważniejszych urzędników w państwie i jego otoczenia. (Tak przy okazji – po co były te bomby, skoro można było zabić księcia w znacznie wygodniejszy sposób?) Fikcja fikcją, dramaturgia dramaturgią, ale bez przesady. Polecam jeszcze w tym miejscu pyszny CudoCytat, który najlepiej świadczy o poziomie tego scenariusza.
Jedynym pozytywnym aspektem filmu jest jego strona wizualna, z pięknymi kostiumami z epoki i bardzo realistyczną scenografią, ładnie odwzorowująca ulice Moskwy początku XX wieku. Trzeba nadmienić, że z ponuractwem George’a i jego terroryzmem skonfrontowano rozbawioną Moskwę i jej restauracje oraz kabarety, w których tańczy się kankana, co dało okazję do kilku olśniewających wizualnie scen.
Co zaś do prawdy historycznej, historyczny wielki książę, Sergiusz Aleksandrowicz Romanow, wuj cara Mikołaja II i generał-gubernator Moskwy, który z zawziętością zwalczał ruchy lewicowe, zginął w 1905 r. od bomby wrzuconej mu do karety.
„Jeździec imieniem Śmierć” ukazuje się w ramach serii „Kolekcja kina radzieckiego”.
ASPEKTY TECHNICZNE
Prezentacja bardzo przyzwoita. Obraz lśni kolorami, które są żywe i naturalne, aczkolwiek w niektórych momentach twarze aktorów stają się nieco zbyt pomarańczowe. Ale karnacja kobiet jest delikatna, w subtelnym różu. Obraz jest ostry, widać na nim dużo szczegółów, w nocnych scenach budynki na ulicy na dalszym planie też rysują się wyraźnie. Z usterek zauważa się nieznaczne szemranie tła, sporadycznie wyskoczy jakiś mikropaproch.
Dźwięk w Dolby Digital 5.1. W wersji z polskim lektorem nagranie jest bardzo ściszone, w wersji z napisami intensywne. Mocno rozlega się turkot kół powozów i stukot końskich kopyt (to dominujące odgłosy ulicy), które są bardzo stereofoniczne. Tyły są aktywne, ale raczej wspierające nagranie, jednak w czasie strzelaniny strzały słychać realistycznie zewsząd.
BONUSY
Brak.
ren
CIEKAWOSTKI CUDOCYTAT
|
Opinie użytkowników (2)
ren 2011-28-08 21:40 Odpowiedz
Szanowny panie Jerzy, proszę się z nami podzielić swoją wiedzą na temat eserowców, to zmienimy w recenzji to, co jest niezgodne z faktami. Proszę przy tym łaskawie zauważyć, że odniosłam się do scenariusza, a nie faktów historycznych. Pozwolę sobie jednak pozostać przy swojej opinii na temat filmu, którą w uprzejmości swojej nazwałeś pychą durnia. A tak przy okazji... Nie wydaje ci się, że za inwektywami nigdy nie kryją się rzeczowe argumenty?
Jerzy 2011-25-08 22:34 Odpowiedz
jak można takie głupoty pisac.? A znasz sie coś na eserach? wiesz coś o tych czasach i o rewolucjonistach? ..ślepy o kolorach...i ta pycha durnia!