To nie jest film łatwy w odbiorze, zwłaszcza ze względu na specyficzny, nieco kafkowski klimat niepokoju i baśniowego zawieszenia w realiach, które z pewnością do realistycznych nie należą. Przekonuje się o tym Jakob, mężczyzna nieco już dojrzały, który podejmuje naukę w Instytucie Benjamenta, czyli szkole dla służących, prowadzonej przez Johannesa Benjamentę i jego siostrę Lisę. Już na wstępie, poddany przez Benjamentę dziwacznym oględzinom, nowy student stwierdza, że trafił w miejsce niezbyt odpowiadające jego wyobrażeniom. Nauka polega tu bowiem głównie na mechanicznym powtarzaniu pewnych rytuałów i formułek, mających wyprać kandydatów na służących z wszelkiej indywidualności i poczucia własnej wartości i uczynić z nich perfekcyjne automaty. Ale jest coś w tej podupadłej już uczelni, co mocno intryguje Jakoba – mroczne tajemnice i sekrety oraz specyficzna więź łącząca prowadzące zakład rodzeństwo.
Nakręcony w tonacji czarno-białej debiutancki obraz Stephena i Timothy’ego Quayów ma mroczny, niemal klaustrofobiczny klimat wsparty odrealnioną, chwilami baśniową stroną wizualną o silnie surrealistycznym charakterze. Nic w tym dziwnego, skoro scenariusz tej opowieści jest adaptacją powieści „Jakob von Gunten'” Roberta Walsera, który wywarł pewien wpływ na twórczość Franza Kafki.
„Instytut Benjamenta” otrzymał kilka nagród, w tym Specjalną Nagrodę Jury Fantasporto oraz Nagrodę Specjalną na MFF w Locarno z następującym uzasadnieniem: „Twórcy demonstrują technikę, która zdumiewa wobec faktu, że jest to ich pierwszy film fabularny, a udało im się uzyskać dramatyczną wizję, która zamyka bohaterów w labiryncie emocji, w którym wszystkie bodźce życiowe ulegają stopniowemu paraliżowi.” Nic dodać, nic ująć.
ASPEKTY TECHNICZNE
Specyficzny styl filmowania, przede wszystkim operowanie światłocieniem sprawia, że sporo detali kryje się w gęstym mroku, gdyż punktowe światło wydobywa z ciemności jedynie fragmenty postaci, ich twarze, niektóre przedmioty. To, co jednakże widać w w miarę normalnym oświetleniu, nie odznacza się wielką precyzją w oddaniu szczegółów. Obraz jest czarno-biały i na ogół czerń cechuje odpowiednia głębia. Zdarza się jednak sporo ujęć wyblakłych, w których czerń szarzeje, być może celowo. Obraz jest umiarkowanie ostry i nie bez skaz w postaci szemrania tła i pojawiających się od czasu do czasu zabrudzeń.
Dźwięk tylko stereofoniczny, ale nagranie nie bombarduje odgłosami. Jego jakość jest poprawna. Warto nadmienić, że nienachalną, acz dobrze ilustrującą akcję muzykę skomponował Polak Lech Jankowski.
BONUSY
Brak.
ren |