Jest rok 1921. Polki, Ewa i Magda, wyruszają do Ameryki w poszukiwaniu lepszego życia. Chora na gruźlicę Magda zostaję poddana kwarantannie na wyspie Ellis, natomiast Ewie grozi deportacje za rzekome złe prowadzenie podczas podróży. Na ląd dostaje się dzięki pewnemu mężczyźnie, który – jak się wkrótce okazuje – jest właścicielem kabaretu, w którym wystawia się dosyć frywolne przedstawienia a „aktorki” lądują w łóżkach męskiej części widzów. Ewa musi przyjąć opiekę Bruna i zarobić na łapówkę, która pozwoli mężczyźnie wyciągnąć jej siostrę z wyspy Ellis. W życiu Ewy niespodziewanie pojawia się kuzyn Bruna, prestidigitator Orlando, który stara się pozyskać uczucia dziewczyny, czym przysparza sobie wroga w postaci zakochanego w niej Bruna.
„Imigrantka” to film opowiadający ciekawą historię, dobrze zrobiony, wizualnie bardzo piękny i bardzo… letni. A miał potencjał by być zajmujący, bo historia sama w sobie nas ujmuje. Wszak w otoczeniu każdego z nas jest choć parę osób, które szczęście próbują znaleźć za granicą. Może nie trafiają tak pechowo jak Ewa, ale zagadnienia „nie mam się gdzie podziać” i „za co będę żyć” są nam bliskie. Wyspa Ellis faktycznie była świadkiem niejednej tragedii, a film dobrze oddaje klimat wielkich nadziei i równie wielkich rozczarowań jakie były przecież udziałem wielu imigrantów. I jeśli to socjologiczne tło (włącznie z portretami krewnych i przekupnych urzędników) pokazane zostało bardzo sprawnie to już sama historia miłosna jest cienka jak patyk. Błąd tkwi chyba w koncepcji postaci głównej bohaterki, która zupełnie nie przekonuje w roli heroiny, o którą zabijają się mężczyźni. Ewa jest niestety przeraźliwie przeciętna, postawiono na jej „łagodnością bytu”, toteż nie zaoferowano jej ani jednej ciekawej kwestii, a przez 90 % filmu Marion Cotillard gra jednym wyrazem twarzy, nie mając za wiele do zagrania. Odnosi się wrażenie, że takich jak ona na jednym statku przypływały dziesiątki i zamiast troszczyć się jej losem zastanawiamy się skąd u męskich bohaterów ta fascynacja tak przezroczystą dziewczyną? A ci są niezwykle ciekawymi osobnikami, złożonym i dwuznacznymi, wrażliwymi awanturnikami nie pogodzonymi ze sobą i buntującymi się przeciwko swym uczuciom, którzy na pewno wymykają się stereotypom. I może na ich tle Ewa wypada tak blado…
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz jak się już rzekło jest bardzo specyficzny i dobrze oddaje klimat półświatka. Mdławy płomień lampy wydobywa z mroku twarze bohaterów, a my mamy wrażenie, że za ich plecami czai się nieupostaciowione, ale wyczuwalne Zło. Tak jest we wnętrzach tancbud, kabaretów i czynszowych mieszkanek, natomiast sceny plenerowe mają jaśniejszy koloryt sjeny i sepii, w odróżnieniu od poprzednich beżowych z odcieniami żółci i oranżu. Ostrość miękka, krawędzie nieco roztapiają się w tle. Lekka mgiełka pokrywa woalem kadry.
Ścieżka muzyczna przeciekawa, nie ma dominacji jednego instrumenty za to na plan pierwszy wychodzi a to spokojna gitara, a to bardziej ekspresyjne skrzypce, a to melancholijny flet by w końcu połączyć się w dramatycznych tonach wygrywanych symfonicznie. Sporo dobrze rozseparowanych odgłosów tła: warkot silników samochodów, trąbki klaksonów, nawoływania sprzedawców, szczekanie psów, bicie dzwonów, szum morza, krzyk mew w porcie, odgłosy burzy czy deszczu. Intensywnie brzmi echo kroków uciekinierów i tropiących ich policjantów w kanałach burzowych oraz echo chóru w kościele i ludzkich modlitw. Z centrum płyną głosy bohaterów, w tym dobrze słyszalny głos Ewy mówiącej po polsku lub z polskim akcentem.
BONUSY
Zwiastuny.
veroika
|