Kontynuacja „Igrzysk śmierci”, przeboju zrealizowanego na podstawie pierwszej części trylogii Suzanne Collins. Niespodziewani zwycięzcy ostatnich Głodowych Igrzysk, Katniss i Peeta, odbywają tournee po kraju. Wszędzie przyjmowani są nie tylko jako gwiazdy popkultury, ale i symbol walki z władzą, co rusz na trasie ich przejazdu wybuchają więc zamieszki, a przedstawiciele opozycji znikają bez śladu. Władza ma świadomość, że rosnąca popularność młodych gladiatorów może przyczynić się do wybuchu wielkiej rewolty. Prezydent Snow organizuje więc kolejne Głodowe Igrzyska, a że będą one jubileuszowe, 75., wystąpią w nich wszyscy żyjący dotychczasowi zwycięzcy, także Katniss i Peeta. To świetny sposób, by w elegancki sposób, nie brudząc sobie rąk, pozbyć się niewygodnych młodych mistrzów.
Jeden z nielicznych sequeli, które nie tylko przebił wyniki box-office’u oryginału (pierwsza część zarobiła około 700 milionów dolarów, druga prawie 900 milionów), ale i dorównał mu poziomem artystycznym. Co prawda w ogólnym zarysie fabuła powtarza mniej więcej to, co oglądaliśmy w „jedynce” (czyli kolejno mamy wprowadzenie, treningi, potem zmagania w lesie), ale i odsłania nam nowe pokłady matactw prezydenta Snowa, nowe możliwości manipulowania tłumów przez media i jeszcze dobitniej pokazuje niebezpieczne koaligacje między polityką a popkulturą. Pojawiają się nowe ciekawe postacie – cała plejada zwycięzców poprzednich turniejów i trudny do rozgryzienia Plutarch, grany przez zmarłego niedawno Philipa Seymoura Hoffmana – technicznie rozmach jest chyba jeszcze większy (bo i budżet był o ponad 50 milionów „zielonych” obfitszy). Co natomiast razi w produkcji Francisa Lawrence’a (z powodzeniem zastąpił Gary’ego Rossa)? Kilka dłużyzn na początku i dość bezczelne, choć marketingowo umotywowane (artystycznie niestety nie), rozciąganie przygód bohaterów w końcówce, tylko po to, by urwać je w najbardziej ekscytującym momencie – w ten sposób fani będą musieli wyruszyć do kina na trzecią odsłonę…
ASPEKTY TECHNICZNE
Z początku kolorystyka jest bardzo zimna. Tworzy taki arktyczny – pozbawiony blasku i ciepła - klimat szeroka gama granatów, szarości i błękitów. Potem kolorystyka zmienia się na bardziej pogodną, chwilami wręcz surrealistycznie i nadnaturalnie sztuczną. Najbardziej okazałą sceną pod tym względem jest sekwencja przyjęcia z całą feerią tęczowych barw: różów, fioletów, zieleni, żółci, a przy tym wszystko mieniące się brokatami, złotem i chwilami wręcz fluorescencyjne. Gdy bohaterowie stają do zawodów świat odzyskuje znamiona naturalności; pojawiają się soczyste zielenie, brązy ziemi, malachit wody i sjena piasku nad jeziorem. Ostrość bardzo dobra, widoczność detali (faktura materiałów, odcienie makijażu, szczegóły broni i stroju, bąble oparzeń po przejściu trującej mgły, rany na twarzy, pyłki powietrza) bez zastrzeżeń, kontrast głęboki. Lekkie szemranie tła.
Dźwięk bardzo dynamiczny, z intensywnym rozchodzącym się w przestrzeni biciem piorunów, ujadaniem drapieżnych małp, świstami strzał. Przestrzeń wypełniają a to okrzyki tłumów, te o znamionach wiwatu czy odwrotnie – dezaprobaty, albo ćwierkanie ptaków i odgłosy „życia” lasu: pohukiwania, skrzek, gwizdy, szum wiatru. Sporo basów, trochę wojennych odgłosów (pacyfikacja miasta) i futurystycznych (ćwiczenia z rozbijaniem laserowych postaci ).
BONUSY
Zwiastuny.
Jan/veroika
|