Rob Zombie po dość ciepło przyjętym remake’u oryginalnego „Halloween” zarzekał się, że drugiej części nie nakręci, ale jak widać, producenci (czy może bardziej zawartość ich kieszeni) mają niezwykły dar przekonywania. Oficjalnie reżyser podjął się pracy nad dwójką, gdyż… uznał, że ktoś inny wypaczy wizję jego Michaela Myersa. Tak więc oglądamy dalsze losy Laurie, która w poprzedniej części zadała zamaskowanemu mordercy śmiertelny – wydawałoby się – cios. Teraz mieszka z przyjaciółką i jej ojcem, szeryfem, i wciąż dręczy ją przeczucie, że Myers wróci. Wprost przeciwnie myśli dr Loomis, który zbija majątek na książce o zabójcy. Oczywiście w Halloween okaże się, że to Laurie miała rację – psychopata wróci, znacząc swój ślad kolejnymi trupami.
„Halloween II” jest filmem słabszym niż poprzednia część (lepszym natomiast od kilku innych – w jednej przecież Myers okazał się… członkiem sekty druidów). Przede wszystkim jest wtórny – ten sam rytm, kolejne masakry pokazane bez polotu (chyba nawet nie tak krwawe), kolejne stałe elementy (atak zabójcy na uprawiających seks itp.). Oglądanie tego następny raz zaczyna zwyczajnie nudzić…
Z jaśniejszych punktów opowieści o słynnym zamaskowanym szaleńcu trzeba wymienić zaskakujący początek i uczynienie z postaci Laurie równorzędnej partnerki Myersa. To także pierwszy w historii serii „Halloween” film, w którym dorosły Myers pojawia się na chwilę bez maski, a nawet wypowiada pierwsze słowo (scenę można zobaczyć w dłuższej, reżyserskiej wersji filmu). Obraz Zombiego odniósł umiarkowany sukces (kosztował 15 milionów dolarów, zarobił ponad 30 milionów), powstanie więc kolejna część. Tym razem już na pewno za kamerą nie stanie dotychczasowy reżyser – na jego stanowisko zakontraktowano twórcę dość przeciętnych filmów grozy Patricka Lussiera („Drakula 2000”, „Głosy 2”). Chyba nie wróży to niczego dobrego…
Jan |