Guns N’ Roses to już historia. W każdym razie w składzie znanym z zestawu wideoklipów „Welcome To The Videos”.
Zespół był największą nadzieją rocka lat osiemdziesiątych. Oczekiwano od niego bardzo wiele. Po wydaniu debiutu, który okazał się sensacją dekady i objawieniem dla światowego rocka, zdetronizowaniu Bon Jovi i odsunięciu zespołu Jona do lamusa Gunsi wydali opus magnum w postaci podwójnego albumu „Use Your Illusion”. Niestety za sprawą konfliktów, głównie ze strony wokalisty, grupa odeszła do historii. Po „The Spaghetti Incident?”, albumie-przystawce wypełnionym cudzymi kompozycjami, zespół się rozpadł. Na otarcie łez ukazał się jeszcze pośmiertnie podwójny album koncertowy „Live Era ’87 – ‘93” i to wszystko. Po latach pod szyldem Guns N’ Roses ukazała się BARDZO DŁUGO OCZEKIWANA płyta „Chinese Democracy”. Należy ją jednak uznać bardziej za album solowy Axla Rose'a z muzykami sezonowymi niż efekt pracy zespołowej TEJ FORMACJI.
Na tym tle „Welcome To The Videos” to rodzaj sentymentalnego powrotu do przeszłości, a także złotych lat zespołu w „kanonicznym” składzie. Niby minęło 20 lat od czasu „Use Your Illusion I & II”, a mam wrażenie, jakby to było wczoraj. Na płycie znalazło się 13 wideoklipów, a wśród nich parę klasyków gatunku. Najpierw o tym, czego zabrakło. Zabrakło teledysku do „You Could Be Mine”, ponieważ wykorzystano w nim fragmenty filmu „Terminator 2: Dzień sądu” Jamesa Camerona. Nie zobaczymy także klipu do „It’s So Easy” z powodu mocno seksistowskiego charakteru. Dla ciekawskich jest dostępny na YouTube. Na płycie zabrakło również teledysku do rewelacyjnej wersji dylanowskiego „Knockin’ on Heaven’s Door” zarejestrowanego podczas „Freddie Mercury Tribute Concert”.
A teraz to, co jest dostępne na DVD. Klipy ułożono chronologicznie. Zestaw otwiera „Welcome To The Jungle” z sekwencjami koncertowymi i szczątkową fabułą. Kolorowo na przemian z ziarnistymi czarno-białymi zdjęciami jest w klipie do „Sweet Child O’ Mine” będącym montażem obrazków stylizowanych na występ na żywo. Klip do „Paradise City” oprócz fragmentów z różnych koncertów stadionowych wypełniają migawki nakręcone na czarno-białej taśmie 16 mm podczas koncertu zespołu na festiwalu Monsters Of Rock w Donigton, który odbył się 20 sierpnia 1988 roku. To wówczas publiczność, napierając na scenę, zmasakrowała parę osób, o czym zespół poinformowano po fakcie.
Na DVD nie zabrakło nieoficjalnej wideoklipowej trylogii: „November Rain”, „Don’t Cry” i „Estranged”. W dwóch pierwszych zagrała ówczesna topmodelka i zarazem dziewczyna Axla Stephanie Seymour.
Klipy wyreżyserował sam Andy Morahan, facet, który miał na koncie współpracę z największymi gwiazdami muzyki pop i rocka lat osiemdziesiątych. Zespół i wytwórnia Geffen nie szczędzili funduszy na ich realizację. Trwający, bagatela, dziewięć minut „November Rain” kosztował aż półtora miliona dolarów. Sama suknia ślubna topmodelki Stephanie Seymour kosztowała osiem tysięcy dolarów. Z kolei nakręcenie „Estranged” kosztowało zespół już cztery miliony dolarów (najwięcej wynajęcie grupy SWAT i kręcenie scen z helikopterami). Te trzy klipy oprócz tematu przewodniego, jakim jest sława, ślub, śmierć samobójcza, depresja itp., łączy przepych inscenizacyjny. Nie są to typowe ilustracje utworów, ale parominutowe etiudy filmowe zrealizowane w stylu godnym podpisu made in Hollywood. Łączy je epicki rozmach, sceny z udziałem statystów, helikopterów i delfinów. Niektóre sceny z nich pochodzące to już historia światowego wideoklipu (Slash grający solówkę po wyjściu z kościoła). Przepychu dopełnia kinowa kolorystyka zdjęć i filmowanie z użyciem filtrów w obłędnych plenerach.
Na tym tle psychodeliczny „The Garden” wygląda jak podróż na tripie. W „Dead Horse” Axl paraduje na scenie w koszulce z podobizną Charlesa Mansona. Jedynym klipem, w którym zespół puszcza oko do widza, jest „Since I Don’t Have You”, w którym rolę diabła z powodzeniem zagrał… Gary Oldman. Klip słusznie nosi piętno reżysera Santego D’Orazio.
„Welcome To The Videos” ogląda się z sentymentem, a zespół, jak przystało na rasowych rockandrollowców, następców Stonesów, prezentuje swój awanturniczy wizerunek z dużym autentyzmem. To chyba jedyny zespół, o którym można było powiedzieć, że jest ucieleśnieniem stylu życia, jaki wyznacza hasło „sex, drugs & rock n’ roll”. Jednym słowem wspomnień czar, a klipy, które o dziwo się nie zestarzały, okazały się zapisem epoki, stylu zespołu, który już niestety nie zagra wspólnie w takim składzie.
ASPEKTY TECHNICZNE
Na płycie obraz w formacie telewizyjnym ma znośną jakość. Udało się odwzorować oryginalną kolorystykę, w jakiej kręcono klipy. Mimo formatu telewizyjnego widać przepych realizacyjny zdjęć w klipach, wykorzystanie filtrów podczas ich kręcenia w bajecznych plenerach m.in. Nowego Meksyku oraz sceny z efektami specjalnymi. Całe szczęście nic przesadnie nie pikselizuje.
Dźwięk w postaci skompresowanego Dolby Digital Stereo jest dynamiczny.
BONUSY
Bardzo „czerstwa” edycja.
Marcin Kaniak |