Aż tu nagle świat podstarzałego stróża prawa sierżanta Gerry’ego Boyle’a staje na głowie – zjawiają się przestępcy! Wydawać by się mogło, że każdy gliniarz nudzący się jak mops tylko na to czeka, ale nie dotyczy to Boyle’a. Boyle jest zgryźliwy, żyje samotnie, odwiedza czasem matkę (równie drażliwą jak on sam), a częściej dziwki, lubi sobie wypić i najwyżej ceni święty spokój. Ma za sobą burzliwą przeszłość (czego nie ukrywa) i jest rasistą (czym się chlubi). Kiedy więc w jego miasteczku zjawia się czarnoskóry agent FBI Wendell Everett, z którym musi współpracować, by dorwać przemytników narkotyków, Boyle bynajmniej nie jest zadowolony…
Byłaby to jeszcze jedna mniej lub bardziej zabawna komedia kryminalna o niedobranej parze zmuszonej do współpracy i stopniowo przełamującej opory w stosunku do siebie i wzajemne uprzedzenia, gdyby nie dialogi i gra Brendana Gleesona. Te pierwsze są wyborne (nominacja do BAFTA), ten drugi – znakomity (nominacja do Złotego Globu dla aktora komediowego)! Komentujący z ironicznym dystansem i sarkazmem otaczającą go rzeczywistość, surowy, nieokrzesany Boyle w wykonaniu Gleesona to istna perełka. Trzeba też przyznać, że świetnie spisał się reżyser John Michael McDonagh (nagroda za debiut na MFF w Berlinie i Grand Jury Prize w Sundance), który pewnymi ruchami namalował obraz zamkniętej prowincjonalnej społeczności, która nie toleruje obcych i woli brudy prać we własnym domu. Można się pośmiać, a i adrenalina w rozgrywającym się na przystani i na łodzi finale nam podskoczy.
Jan |