Nawet wybitnym pisarzom zdarza się czasami popełniać drobny grzeszek w postaci literatury bulwarowej, czego przykładem właśnie „Dzieje grzechu” Stefana Żeromskiego, które w momencie publikacji (w odcinkach, na łamach warszawskiej „Nowej Gazety”) owiane były aurą skandalu i określane jako „kolejowy melodramat”. Pisarz pokazał w nich upadek czystej i niewinnej Ewy Pobratyńskiej, dziewczyny z szanowanego domu, która z miłości do Łukasza Niepołomskiego przechodzi wszystkie etapy owego upadku: gorącą namiętność i poświęcenie, ciążę, dzieciobójstwo, głęboki zawód miłosny, związek z kryminalistą i udział w zbrodniczej intrydze, której ofiarą pada młody i bogaty arystokrata, prostytucję, nieudaną próbę wejścia na drogę cnoty, aż wreszcie tragiczny finał kończący owo młode, acz mocno naznaczone piętnem grzechu życie w iście dramatycznym stylu.
Powieść była w Polsce ekranizowana trzykrotnie (1911, 1933, 1975), ostatni raz przełożył ją na język filmowy Walerian Borowczyk, który bardzo wiernie oddał treść i ducha powieści. Jako dyplomowany artysta plastyk (absolwent akademii sztuk pięknych, jeden z przedstawicieli tzw. Polskiej Szkoły Plakatu), zadbał o piękną stronę wizualną – scenografię (większość zdjęć kręcono w autentycznych wnętrzach, z prawdziwymi rekwizytami), kostiumy oraz zdjęcia, które powierzył pieczy Zygmunta Samosiuka. Dramatyzm akcji świetnie podkreśla muzyka Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego i Johanna Pachelbela, z motywami skrzypcowymi w wykonaniu Konstantego Andrzeja Kulki. Znakomita jest także obsada aktorska. Co ciekawe, jak wyszło po latach na jaw, na planie między reżyserem a młodą wówczas i niewinną (jak utrzymuje) Grażyną Długołęcką, która zagrała Ewę Pobratyńską, dochodziło do poważnych spięć. Długołęcka zarzuciła Borowczykowi wymuszanie na niej seksualnego wyuzdania, dokonanie niemal gwałtu na psychice (można by powiedzieć, że wychowana przez zakonnice w czystości aktorka doznała niemal losu swej filmowej bohaterki) oraz manię seksualną, czemu reżyser zaprzeczył, oskarżając ją o to, że stała się ofiarą własnego niepohamowanego popędu płciowego.
Jak widać, „Dzieje grzechu” od swego literackiego debiutu naznaczone zostały aurą skandalu, który zazwyczaj dobrze służy promocji dzieła. Jednak obraz Borowczyka nie zrobił w Polsce wielkiej kariery i dziś można go zobaczyć przede wszystkim na kasetach lub płytach DVD. A szkoda, bo jest to pozycja, która bezwzględnie należy do osiągnięć polskiej kinematografii. Znacznie lepiej potraktowano ją za granicą, bo jak napisał w 1999 r. Zygmunt Kałużyński: „Coś jednak musiało być w tej robocie; co prawda przepadła ona u nas, ale nie w świecie. Film figuruje w głównych katalogach kaset i był nabyty przez przeszło 200 stacji TV, w tym tajlandzką”.
ASPEKTY TECHNICZNE
Z ogromną przykrością trzeba zauważyć, że mimo regularnego wznawiania „Dziejów grzechu” na DVD nikt nie pokusił się o kompleksową restaurację tego dzieła, którego jednym z atutów jest przecież starannie przemyślana strona wizualna. Obraz nie dość zatem, że jest bardzo zabrudzony, to jeszcze przez większą część akcji, gdy rozgrywa się ona w ciemnościach, niewiele widać, a każda ciemna plama działa jak pochłaniająca detale czarna dziura. Kolory są brzydkie, ciemne i zgaszone. W takich warunkach wizualna uroda filmu pozostaje jedynie kwestią domyślności.
Dźwięk w Dolby Digital 2.0 – poprawny. Nic nie zgrzyta, nie skrzeczy i nie szumi.
BONUSY
Brak.
ren |