Każda rodzina ma swoje sekrety. Niektóre wiodą prosto do piekła. Śmierć Ellen, seniorki rodziny Grahamów, nie mogła być dla nikogo zaskoczeniem. Natomiast to, co nastąpiło po niej, dla wszystkich było szokiem. Rodzina Annie, córki Ellen, wkrótce po pogrzebie zaczyna doświadczać niepokojących zjawisk. Początkowo tłumaczy je sobie żałobą i przemęczeniem, ale wkrótce zdarzenia przybierają tak tragiczny i potworny obrót, że jasnym staje się, iż na rodzinie Grahamów ciąży mroczne dziedzictwo. Co takiego wydarzyło się w życiu Ellen, że teraz zapłacić musi za to jej rodzina? Odkrycie tej prawdy nikomu nie przyniesie spokoju…
„Dziedzictwo. Hereditary” to film, którym zachwycili się krytycy, ale chyba tylko oni. Nie wiem, na czym polega zafascynowanie tym obrazem i nie wiedzą tego również uczestnicy seansu kinowego pośród których, i ja się znalazłam, zaintrygowana zwiastunem. Kilkakrotnie podczas seansu rozlegały się chichoty, a ostatnia – kuriozalna wręcz scena - sprawiła, że połowa kina wybuchła śmiechem a druga mruczała pod nosem z dezaprobatą, nie mogąc uwierzyć w bzdury, które oglądają. Należałam do tych drugich. Gdyby filmu nie reklamowano, jako najstraszniejszy horror wszechczasów a położono nacisk na okrutny dramat rodzinny z okultyzmem w tle wtedy wszystko było ok. Dziedzictwo faktycznie sprawdza się, jako film obyczajowy, opowiadający o mocno dysfunkcyjnej rodzinie, w której kłębią się tajemnice, żale i dramaty itp. Jest świetny jako dramat psychologicznym pokazując załamanie się rodziny jako struktury, którą kolejne wydarzenia coraz bardziej ciągną do dna. Szkoda, że motywy rodem z horroru nie stały się jedynie pretekstem do tego, by uwypuklić problemy i przerysować pewne reakcje, właśnie nadając im ponadnaturalną otoczkę. Być może wtedy nie byłoby tak nieadekwatnej reakcji widzów. Motywy okultystyczne bronią się do pewnego momentu, ale tak jak napisałam wcześniej ostatnia scena z lewitującymi staruszkami i ich gołymi pupami wymazuje wszystko, co ewentualnie mogłoby nas wczesnej ująć. Mocna stroną filmu są na pewno aktorzy bardzo prawdziwi i przekonujący w swych reakcjach. Jak dla mnie nawet świetną skądinąd Toni Colette przyćmiewa Milly Shapira, 16-latak wyglądająca na 11-latkę, której rzadka choroba genetyczna nadaj dosyć przerażającego wyglądu. Małą dziewczynka kląskająca i odcinająca głowy gołębiom jest tak hipnotyzująca że, gdy znika (sic) film traci wiele ze swej zagadkowości. Zdjęcia i muzyka świetne. Podsumowując – film wzbudza mocno mieszane uczucia i trzeba będzie opowiedzieć się po którejś ze stron. Tych, których przekonał i tych, których rozśmieszył.
BONUSY
Wydanie typu booklet.
|