Oczywiście, w każdym filmie w którym zagrała Scarlett, reżyserzy chcieli na tyle ile pozwalały możliwości scenariusza, ukazać czy podkreślić atuty seksualności aktorki. Wszystko to jednak było jak obchodzenie się z chińską porcelaną. Niby były sytuacje dosłowne, ale nie do końca. Wreszcie jednak bez zbędnego wulgaryzmu, ale z pewną dozą dosłowności Joseph Gordon-Levitt nakręcił film, w którym rolę dla Johansson napisał specjalnie od początku do końca. Jako jedyny urzeczywistnił marzenia, fantazje całej męskiej populacji i dał im pełen upust w filmie. Barbara w wykonaniu Johansson jest tym, czym chciałby aby była jego własna dziewczyna; jest koleżanką, z którą można pójść na piwo, znakomitą kochanką do łóżka, która spełni WSZYSTKIE fantazje swego partnera, potrafi doskonale gotować, „wygląda na mieście”, pożądają ją inni mężczyźni, nigdy nie odmawia, można z nią uprawiać seks kiedy się chce, gdzie chce, tak długo jak tylko się ma na to ochotę. Oczywiście puenta filmu i wnioski, do których dochodzi tytułowy bohater są zgoła inne, ale sens i znaczenie filmu bardzo mądre.
Gordon-Levitt sportretował swego bohatera jako młodego mężczyznę, z mocnymi kawalerskimi przyzwyczajeniami wręcz nawykami, do których musi wracać: siłownia, oglądanie stron porno (tutaj prawdziwy pornhub), onanizowanie się przed ekranem swego laptopa, sprzątanie swego wypichconego kawalerskiego mieszkanka, pielęgnowanie swego ciała, ubieranie się w odpowiednich sklepach, przemieszczanie się odrestaurowanym autem i wreszcie szukanie jakiejś ultra atrakcyjnej kobiety-dziewczyny w knajpie, w której spotyka się z kumplami na piwie. Bohater to zadeklarowany seksista o bardzo dokładnym przepisie na życie i na kobietę, którą pragnie. Czy jednak takową znajdzie?
Trzeba przyznać, że Gordon-Levitt z większą pomocą lub bez nakręcił film za 6 mln dolarów, który jest zabawny, ale pod swoją rozrywkową powłoką kryje sporo niegłupich przemyśleń. Niby proste, ale jako jeden z niewielu o sprawach męsko-damskich opowiedział wprost i z zacięciem. Ewidentnie ma rękę do reżyserki i choć jego debiut ma kilka niedociągnięć potrafi żonglować dialogami, montażem. Ma też niezłe oko do aktorów i wyczucie swoich bohaterów (znakomity pomysł na postać siostry Jona), z których żadnego nie można nazwać nijakim.
ASPEKTY TECHNICZNE
Sporo ładnych, dobrze nasyconych a miejscami nawet jaskrawych barw (czerwień sukienek i torebki Barbary, jej chabrowa bluzka, róż marynarki). Karnacja skóry bohaterów lekko pomarańczowa. Obraz jest poprawnie ostry i takoż skontrastowany, ale daleko mu do brzytewności. Na szczęście brak w filmie jakichś spektakularnych zbliżeń i detali, więc nie jest to jakąś uciążliwą wadą. Detale drugiego planu są raczej mało widoczne. Zdarzają się szemrania tła i falowania krawędzi.
Ścieżka dźwiękowa o charakterze obyczajowym, ale z mocniejszymi akcentami (sceny na dyskotece) i zabawnymi motywami muzycznymi, zwłaszcza tymi podkreślającymi seksoholikowy charakter uzależnienia Jona.
BONUSY
Dwa zwiastuny i dwa materiały promocyjne z krótkimi wypowiedziami reżysera i aktora w jednym czyli Josepha Gordon-Levitta.
Marcin Kaniak/veroika
|