Ideały mają to do siebie, że lubią pojawiać się jak meteor i znikać, niedostępne i nieosiągalne. A może istnieją tylko w naszej wyobraźni? Tak do końca nie możemy być pewni, czy obiekt fascynacji głównego bohatera „Do widzenia, do jutra..” był żywą istotą czy tylko jego marzeniem.
Poznają się przypadkiem na nabrzeżu gdańskiej Starówki. Ona, Margueritte, pyta o drogę, on, student Jacek, początkowo zamierza ją zbyć, ale widok nieziemsko pięknej dziewczyny działa na niego jak strzała Amora. Kontynuują znajomość, konwersując bądź w kulawej polszczyźnie (ona), bądź w kulawym francuskim (on), a zakochany Jacek oprowadza Francuzkę po Gdańsku i recytuje jej wiersze. Margueritte odwiedza go w studenckim teatrzyku, którego jest współtwórcą i aktorem, ale cały czas pozostaje daleka i nieuchwytna. Wie, że ten romans nie ma przyszłości.
Oglądanie takich filmów jak „Do widzenia, do jutra…” budzi tęsknotę za dawno minionymi czasami, gdy dziewczyny miały czyste i niewinne twarze i nosiły sukienki-krynoliny, a chłopcy recytowali im wiersze. Może obraz to wyidealizowany, ale romans z fabularnego debiutu Janusza Morgensterna ma w sobie wiele staroświeckiego uroku. Sama historia Margueritte i Jacka nie jest wymyślna, ale w scenariuszu (autorstwa grającego główną rolę Zbigniewa Cybulskiego, Bogumiła Kobieli i Wilhelma Macha) znalazło się też miejsce na sportretowanie typowego dla tych lat teatrzyku studenckiego, jak założony przez Cybulskiego Bim-Bom, i owej twórczej atmosfery tamtej epoki. Przedstawiciele Bim-Bomu – Cybulski, Jacek Fedorowicz, Tadeusz Chyła i Wowo Bielicki – wystąpili zresztą w filmie. Spoza tego kręgu na ekranie pojawili się Krzysztof Komeda (skomponował muzykę) oraz Roman Polański.
Rolę Margueritte zagrała zjawiskowo piękna Teresa Tuszyńska, której głosu użyczyła Amerykanka Eleonora Kałużyńska (ówcześnie żona krytyka Zygmunta Kałużyńskiego). Postać Francuzki ma swój pierwowzór w osobie córki francuskiego konsula Francoise Bourbon, mocno zaprzyjaźnionej z twórcami Bim-Bomu.
„Do widzenia, do jutra…” był prezentowany i nagradzany za granicą. W 1961 na MFF w Stradford Janusz Morgenstern otrzymał nagrodę za reżyserię, a operator Jan Laskowski na MFF w Melbourne Srebrny Bumerang za zdjęcia.
Film został wydany w ramach serii „Kanon filmów polskich” (klasyka).
ASPEKTY TECHNICZNE
Film prezentuje się bardzo przyzwoicie, choć nie bez skaz. Jest czarno-biały, w formacie 4:3. Ostrość ma przeciętną, ale w wielu ujęciach bliższego planu jest ona bardzo zadowalająca i widać sporo szczegółów, np. zmarszczki ciemnych ubrań. Ujęcia dalsze są mniej wyraźne i bardziej zmiękczone. Ze skaz pojawiają się głównie pionowe kreski, typowych zabrudzeń jest niewiele, zwłaszcza w porównaniu z innymi filmowymi starociami sprzed pół wieku. Nasycenie barw bywa różne. W wielu scenach czerń jest mocna, w niektórych mniej intensywna, ale o wyblakłości mowy nie ma.
Dźwięk w Dolby Digital 5. i Dolby Digital 2.0. Ten pierwszy czyściejszy, bardziej intensywny, poszczególne odgłosy, jak ryk syreny statku czy człapanie konia, dobiegają z odpowiedniego kanału. Oryginalne 2.0 mniej efektowne, cichsze i brzmiące odrobinę mniej czysto.
BONUSY
Tylko wprawiona w okładkę książeczka z omówieniem filmu.
ren
Premiera DVD: 11.08.2011 |