Młody aktor pół roku przeznaczył na naukę akcentu, zmienił nieco swój wygląd, a przede wszystkim image – zagrał czupurnie i bardzo wiarygodnie wypadł w roli poniewieranego przez życie sieroty. „December Boys…” to bowiem opowieść o czwórce przyjaciół z sierocińca (nazwa ich paczki wzięła się stąd, że wszyscy obchodzą urodziny w ostatnim miesiącu roku), którzy przyjeżdżają na wakacje nad morze. Wkrótce dowiadują się, że jeden z nich zostanie adoptowany. To burzy ich uporządkowany świat, w którym sami dla siebie stali się substytutem rodziny. Rozpoczyna się także rywalizacja o to, kto zostanie wybrany…
Obraz Roda Hardy’ego, ekranizacja powieści Michaela Noonana (dokonano jednak paru zmian – na przykład w powieści jest pięciu "Grudniowych chłopców", w filmie tylko czterech, w książce nie pojawia się postać Lucy, pierwszej miłości Mapsa, najstarszego z przyjaciół), to typowy dramat obyczajowy o powrocie do krainy dzieciństwa (narratorem jest dorosły już Misty, najmłodszy z "Grudniowych chłopców"). Pierwsze ważne wybory, pierwsza miłość, pierwszy papieros, pierwsza zdrada przyjaciela, rozczarowania i chwile radości, w tle pierwsze zwiastuny nadejścia epoki dzieci-kwiatów (akcja filmu toczy się w połowie lat 60. XX wieku). Wszystko to już w kinie było pokazane wiele razy, ale jest na tyle uniwersalne, wzruszające i filmowe, że kupimy tę historię raz jeszcze. Tym bardziej że jest bardzo dobrze zagrana i wyreżyserowana z wyczuciem (tylko nieliczne sceny drażnią melodramatyzmem). Poza tym z przyjemnością ogląda się plenery australijskiej Kangaroo Island.
Jan
|