„Dary Anioła” wkrótce doczekają się szóstej już odsłony książkowej (premiera przewidywana jest na maj), czy jednak film może liczyć na tyle części… Nie jestem przekonany, a już na pewno nie są przekonani producenci, którzy wyłożyli 60 milionów dolarów, a w USA zwróciła się z tego ledwie połowa… W czym wina? Chyba trochę po stronie scenariusza, zbyt zawiłego i czasem niejasnego (zadanie było trudne – opowiedzieć skomplikowaną historię bohaterki i przedstawić wszystkie postacie, a jednocześnie zadbać o liczne sekwencje z efektami, choć wiele wątków skrócono, zabrakło metrażu…), wpływ na wszystko miał pewnie także wysyp podobnych filmów fantasy dla nastolatków, trwający już dobrych kilka lat: książki są wciąż kupowane, ale popularność ich ekranizacji stopniowo spada, bo też i co nowego można wymyśleć od strony wizualnej?
Główną bohaterką jest nastoletnia Clary, mieszkająca ze swą matką Jocelyn. Podczas wizyty w klubie dziewczyna jest świadkiem zabójstwa tajemniczego osobnika, którego ciało… rozpłynęło się po śmierci w powietrzu! Zabójcy przedstawiają się jako Nocni Łowcy, pół ludzie, pół anioły, których zadaniem jest chronić ziemie przed zamieszkującymi ją demonami. To, że Clary zobaczyła Nocnych Łowców, którzy dla zwykłego śmiertelnika są niewidzialni, świadczy o jej niezwykłości i przynależności do kasty pogromców zła. Wkrótce znika matka dziewczyny, a na Clary zaczyna dybać jakaś mroczna siła i Nocni Łowcy, Isabelle, Alec i Jace, staną się jej jedynym sprzymierzeńcem. Clary wkracza w alternatywny świat zamieszkały przez anioły, wróżki, wilkołaki, wampiry i demony…
I znów mamy miłosne rozterki nastolatki (i wzdychanie do dwóch przystojniaków), i kolejne istoty nie z tej ziemi ubierają się w modne skóry i mają fajne tatuaże, słowem – wyglądają jak zbuntowane nastolatki z bogatych domów, i znów jest alternatywny świat, o którym nie mamy pojęcia… Jeśli ktoś lubi takie klimaty, będzie usatysfakcjonowany – dostanie dokładnie to, czego chciał i oczekiwał, wszystko podane w miarę efektownie, modnie i upozorowane na „głębokie przemyślenia o ludzkiej naturze i świecie”. A mnie, podobnie jak – patrząc po frekwencji w kinach – wielu widzów, to już trochę zaczęło nudzić…
ASPEKTY TECHNICZNE
Oj jest o czym pisać! Dźwięk dostarcza mocnych, basowych wrażeń; od pierwszej po ostatnią scenę. Subwoofer daje najwięcej czadu w sekwencji ataku na dom w której trzask wyłamywanych drewnianych drzwi, rzucanie ciałem o ściany, ujadanie krwiożerczego psa-potwora i wybuch gazu wypełniają całą przestrzeń w bardzo dynamiczny sposób. Nie jest gorzej podczas walki z wampirami w zamku oraz w czasie walki z demonem-Dorotheą, w której odgłosy demolowania mieszkania podrywają z fotela. Ale największa dźwiękowa przyjemność dopiero nas czeka w scenie zlatywania demonów w postaci ptaków, które później przekształcają się w demony. Furkot skrzydeł i huk otwartego przejścia, którym zlatują połączony z rozdzierającymi przestrzeń dźwiękową uderzeniami piorunów, iskrzeniem wyładowań atmosferycznych robi duże wrażenie! Basy towarzyszą też otwieraniu i pękaniu portalu.
Obraz poza scenami dziejącymi się w świecie ludzi ma mroczną granatowawo-kobaltową kolorystykę, sporo fioletu i różu (zachwycająca scena w oranżerii), czerwieni (impreza u uzdrowiciela) i obowiązkowej czerni. Ostrość przednia (detale architektoniczne mrocznego zamku, katakumby), kontrast chwilami nie ogarnia dalszego tła, ale ogólnie poprawnie.
BONUSY
Dosyć obszerne i ciekawe. Poza zwiastunami są sceny niewykorzystane, a szkoda bo przynajmniej dwie z nich powinny się znaleźć w filmie. Pierwsza pogłębiająca nasze informacje o przeszłości rodziny, w której Luke wyznaje prawdę o Valentinie, druga zabawna, dziejąca się w metrze. Jest 5 materiałów tematycznych (25 min). Trzy koncentrują się kolejno na postaciach z książki, koncepcji wyglądu demonów i castingu. „Potomkowie Kielicha” odnosi się do przygotowań, które musieli poczynić aktorzy, by sprostać wyobrażeniom fanów na temat ich postaci, także tym odnoszącym się do umiejętności walki. I tak grająca Clary, Lily Collins trenowała przez 3 miesiące krav magę, zaś filmowy Valentine, czyli Jonathan Rhys Meyers doskonalił sztukę władania mieczem samurajskim i szpadą. Najobszerniejszy materiał „Mroczna historia. Z papieru na ekran” zgłębia relację między, mającą rzesze fanów, książką Cassandry Clare i filmem. Autorka wyznaje, że chciała stworzyć rasę ludzi, którym runy faktycznie pomagają w walce. Bardzo efektownie wypadło to w filmie, ale nie obyło się bez różnic. Uczyniono bohaterów starszymi i dodano więcej grozy. Mowa też staraniach, by w filmie dominowały iluzje optyczne, a nie efekty komputerowe, które wprawne oko widza rozpozna od razu. |
Opinie użytkowników (2)
majka 2014-07-05 22:41 Odpowiedz
super film
blanka 2014-07-05 22:52 Odpowiedz
film jest ciekawy .powoduje że człowiek z niecierpiwością czeka na dalsze ekranizacje ja osobiście obejżałam a potem przeczytałam wszyskie częsci ksiażki .film oceniam bardzo pozytywnie i uważam ze opwini w drugiej cześci złączyć 2i3 cześc ksiazki