Tak sam o sobie mówił bohater tego dokumentu, którego sylwetka wyłania się ze wspomnień jego przyjaciół, współpracowników i żony. Jest to równocześnie wspomnienie o jazzie i latach 60., w których jazz był czymś więcej niż tylko muzyką – był obszarem wolności. Cały dokument jest przeplatanką fragmentów filmów fabularnych i rysunkowych, do których Komeda skomponował muzykę, wypowiedzi znających go osób oraz archiwalnych filmów, zdjęć i nagrań. Szkoda, że zabrakło w napisach tytułów owych filmów fabularnych i króciutkiego dopełnienia imion i nazwisk wypowiadających się informacją, kim są.
Najciekawsze informacje padają z ust Zofii Komedy-Trzcińskiej, żony kompozytora, będącej jego impresario i menadżerem, i Agnieszki Osieckiej, obdarzonej plastycznością opisu i wrażliwością na słowo.
Ze względu na formę dokumentu, w którym brak narratora czy opowiadacza, który relacjonowałby życie Komedy ab ovo, czyli urodził się... itd., portret kompozytora powstaje ze złożenia kilkunastu opinii o nim i jego muzyce oraz opisów poszczególnych sytuacji i zdarzeń. Jest wspomnienie o Komedzie i dentyście, o tym, jak wszedł na drzewo i zszedł po półtorej godzinie, o stosunku do kobiet, o metodach pracy (świetna opowieść Agnieszki Osieckiej o pisaniu piosenki „Nim wstanie dzień” z filmu „Prawo i pięść”), o biedzie. Dowiadujemy się, jaki miał Komeda stosunek do muzyki, sporo słów poświęcono środowisku artystycznemu, w którym się obracał, i jazzowi, który wtedy w Polsce „eksplodował”. Jest o niezwykłej przyjaźni z Markiem Hłasko, wyjazdach zagranicznych, o sukcesie za oceanem i wspaniałym początku światowej kariery (muzyka do „Dziecka Rosemary” Polańskiego i oferty współpracy z największymi), który pośrednio stał się przyczyną jego przedwczesnej, niepotrzebnej śmierci.
ASPEKTY TECHNICZNE
Film w całości składa się z materiałów nakręconych dawno temu (czarno-białych i kolorowych) i ich jakość zostawia wiele do życzenia. Na ich podstawie mógłby powstać katalog wad obrazu – nieostrości, krzyżowania kolorów, wychodzenia koloru poza kontur, ziarna, szemrania tła i śmieci wszelkiego rodzaju. Kontrast słaby.
Dźwięk w mono, co byłoby zupełnie wystarczające, gdyby nagranie było wyraźne. Głosy wypowiadających się wydają się nieco spłaszczone, co momentami utrudnia rozróżnienie poszczególnych wyrazów. Nie pomaga w tym również dykcja niektórych osób i fakt, że są cicho nagrane. W pewnym momencie filmu gubi się synchroniczność obrazu i dźwięku – ruch warg nie zgadza się ze słowami. Muzyka Komedy ilustrująca dokument w porównaniu z powyższym wypada dużo lepiej.
BONUSY
Króciutka tekstowa sylwetka kompozytora.
itk
|