Są na świecie rzeczy, o których się nie śniło filozofom. Za to hollywoodzkim scenarzystom – jak najbardziej. Tym razem przystojny osiłek Callan, który znalazł magiczny celtycki krzyż (może dzięki niemu na przykład zmieniać się w różne stwory), wydaje wojnę wszechmocnemu gangowi Erlika terroryzującemu Los Angeles. Callana wspiera grupka ekspertów od przeróżnych broni. Erlik również znajduje wsparcie, a jest nim… spragniony krwi, pochodzący z przeszłości wiking Gunnar! Patrick Durham sam chyba zawarł jakiś tajemny pakt z ciemnymi mocami – jak inaczej mógłby nakłonić tak liczną grupę niezłych przecież aktorów do występu w takim kuriozum?! Choć film jest dość krwawy, trudno traktować fabułę poważnie: ni to komiks, ni to gra komputerowa, ni to parodia… Tym ostatnim tropem poszła część aktorów, którzy szarżują aż miło i tworzą przerysowane postacie superzłoczyńców czy arcymistrzów we władaniu bronią. Kiczowatej całości nie udało im się jednak uratować – literka oznaczająca klasę tej produkcji mieści się gdzieś z tyłu alfabetu (kino R-klasowe? W-klasowe?).
Jan