CREE: LIVE

Nasza ocena:3Nośnik:DVD
Tytuł oryginalny:Cree: Live
Gatunek:koncert, blues-rock
Kraj produkcji:Polska
Rok produkcji:2011
Czas trwania:74 min
Kategoria wiekowa:b.o.
Obsada:Sebastian Riedel, Sylwester Kramek, Lucjan Gryszka, Adam Lomania, Tomasz Kwiatkowski, Piotr Kupicha, Piotr Steczek, Mateusz Moś, Dariusz Rybka, Bartosz Miarka, Michał Kielak
Dystrybucja:Metal Mind Productions
Opis
Cree w balladowo-rockowej odsłonie.
Galeria

To już drugie DVD Cree, zespołu Sebastiana Riedla, który spełnił marzenie swego ojca, zawsze chcącego mieć własny zespół o takiej nazwie.

Koncert zawarty na DVD Cree zarejestrował jedenastego listopada 2011 roku w Teatrze im. Wyspiańskiego w Katowicach. Cree oprócz kompozycji z poprzednich płyt szczególny nacisk położył na promocję ostatniego albumu „Diabli nadali” sygnowanego nazwą Sebastian Riedel Cree. Zresztą na okładce DVD Cree „Live” także mamy tylko lidera. Czyżby przyczynek do kariery solowej? Nie za wcześnie?

Zespół zaczyna od blues-rockowego „Uśmiechu losu”. Potem mamy średnio szybki „Cały nasz świat”. Podczas ballady „Księżyc, ja i ty” do zespołu dołącza Bartosz Miarka grający na co dzień w HooDoo Band i Dariusz Rybka. Kawałek dobry na koniec koncertu, a nie na jego początek, który powinien być jak huragan. „Ballada dla miłości” pokazuje, że Riedel ma rękę do ballad. Jednak panowie gitarzyści zdecydowanie za długo grają w nim swoje solówki, jakby nie potrafili w odpowiednim momencie skończyć. Miłe dla ucha są delikatne nawiązania do Pink Floyd w gitarach i klawiszach.

Typowo dżemowy klimat ma „Diabeł w butelce”, głównie za sprawą riffów. W zakończeniach wszystkich refrenów znajdziemy ślady Led Zeppelin. Dopiero od tego momentu można powiedzieć, że rozpoczyna się właściwy koncert. Żywiołowy jest blues-rockowy „Rock & roll to jest to”. Emocje udzielają się słuchaczom podczas ballady „Po spowiedzi” zagranej wspólnie z Piotrem Kupichą z Feela. Po raz kolejny Riedel daje dowód, że w kwestii komponowania melodyjnych ballad jest niezły.

Zupełnie nie przeszkadza fakt, że „To, co chciałeś” ma klimat Dire Straits z okresu „On Every Street”. Zespół wreszcie wybudza się z balladowej komy, grając „Rockowca” z typową dla siebie werwą. Za ten kawałek grupa słusznie otrzymuje owacje.

„Po co więcej mi” to znów kolejne spotkanie z balladą. „Parę lat” udowadnia, że Cree na koncertach zdecydowanie lepiej sprawdza się w rockowych, zagranych z życiem gitarowych kawałkach aniżeli w pościelówkach.

Zespół też zdecydowanie za długo się rozkręca. Muzycy Cree zapominają o towarzystwie kamer dopiero pod koniec koncertu, gdy na scenę wchodzą wszyscy goście i razem grają „Kramkę”. Wówczas to grają na pełnych obrotach. Po raz pierwszy od początku koncertu na twarzach wszystkich muzyków pojawiają się niewymuszone uśmiechy. To jeden z najjaśniejszych i najmocniejszych momentów koncertu. Wielka szkoda, że cały koncert nie był wypełniony taką spontanicznością.

Koncert można podzielić na dwie części, pierwszą – spokojniejszą, balladową, momentami nieznośnie rozwlekłą i drugą – bardziej żywą, niestety też przeplataną balladami.

Jeśli chodzi o aspekt showmeństwa czy rockowego zachowania, to tutaj nie możemy na to liczyć. Sebastian Riedel (swoją drogą z roku na rok coraz bardziej podobny do swojej matki niż do ojca) nie jest typem zwierzęcia scenicznego, kogoś z łatwością i wrodzoną naturalnością robiącego show. Jest typowym scenicznym rzemieślnikiem. O ile jego ojciec potrafił nagle wykrzesać z siebie iskrę i być dynamiczny, nieokiełznany, bardzo ekspresyjny, o tyle Sebastian na scenie jest flegmatyczny, brak mu pewności siebie, tak bardzo potrzebnej odrobiny buty i prowokacji do zabawy.

Nie pomogła obecność zaproszonych gości w osobach Michała Kielaka, okrzykniętego harmonijkarzem roku 2010, gitarzysty Bartosza Miarki z zespołu HooDoo Band czy Piotra Kupichy z Feela. W żadnym z duetów nie zażarło pomiędzy muzykami tak, żeby leciały iskry. Kuleje konferansjerka Riedla, który zaproszonych muzyków zapowiada albo po ksywce, albo tak cicho, że ktoś, kto ich nie zna, nie wie, kto to jest.

Koncertowi brakuje dynamiki i werwy. Zachowanie muzyków jest niesłychanie sztywne. Cree, wielokrotnie grający coraz lepsze koncerty na Festiwalu Ryśka Riedla czy to w Tychach, czy w Chorzowie, teraz onieśmieleni kamerą grają… topornie. Aranżacje, głównie na początku koncertu, wydają się przesadnie rozciągnięte, głównie solówki Riedla. Całości brak rockowego pazura i charyzmy. Plusem jest w miarę jednolity, może celowo, może przypadkowo, wizerunek muzyków ubranych w ten sam zestaw kolorystyczny. Cree lepiej czuje się w mocnym, dynamicznym repertuarze niż w balladach. Dlatego ciekawiej prezentują się te kawałki, w których grają ostrzej.

ASPEKTY TECHNICZNE

O ile kwestia kolorystyczna jest dyskusyjna (za dużo zimnych kolorów do takiej muzyki), to sposób transferu koncertu na dysk w kwestii technicznej jest dobry. Ostrość robi korzystne wrażenie, zwłaszcza nasycenie kolorów, których intensywność pozwala delektować się przez większą część projekcji. Obraz w pełnoekranowym 16:9 jest dobrze skontrastowany, a pikselizacja sprowadzona do minimum.

Jeśli chodzi o dźwięk, to mamy dwie opcje. Albo wybieramy wersję poprawną, ale jak najbardziej dającą się słuchać (Dolby Digital Stereo), albo wersję fatalną, nieakceptowalną (Dolby Digital 5.1). Dźwięk w wersji wielokanałowej jest źle zmiksowany. Nie trzeba być zbytnim audiofilem czy mieć słuchu absolutnego, żeby słyszeć, że głos Riedla został zepchnięty w tył. Dobiegający z kanału centralnego głos wokalisty i jego gitary brzmi mizernie, tak jakby ktoś głośnik zagłuszył poduszką. Ta dysharmonia denerwuje, zwłaszcza że siła głosu wokalisty jest bardzo istotna w Cree. Wersji wielokanałowej tego koncertu po prostu nie da się słuchać.

Zdecydowanie korzystniejsze wrażenie robi ścieżka w Dolby Digital Stereo. Tutaj wreszcie w pełnej krasie i wyraźnie słychać głos Riedla, jego gitarę i resztę zespołu. Całość jest zrównoważona, dobrze zbalansowana i klarowna. Wreszcie nikt nikogo nie zagłusza i dopiero w tym formacie można się tym koncertem delektować.

BONUSY

Na początek trwający 20 minut wywiad z Sebastianem Riedlem i Sylwestrem Kramkiem. Muzycy chętnie przypominają początki zespołu, narodziny nazwy, szlifowanie warsztatu, kulisy nagrywania kolejnych płyt.

Swoje parę groszy do historii Cree dodaje Piotr Kupicha („Wywiad z Piotrem Kupichą”). Z nutą sentymentu wspomina początki swojej współpracy z Riedlem.
Inną, mniej oficjalną stronę Cree na żywo ukazuje materiał „Live Bootleg – Rockowe Zaduszki – 4.11.2011”. To trwający 24 minuty materiał wideo z Rockowych Zaduszek. Koncert pokazuje, że Cree lepiej sprawdza się na koncertach w zadymionym klubie w bardzo bliskim kontakcie z publicznością. Poza tym dyskografia zespołu, jego historia, cztery tapety na pulpit i galeria zdjęć z katowickiego koncertu.

Marcin Kaniak

Dodaj swoją opinię
Ocena
Ocena 0.00 (0 głosów)
Podpis:
Nasze oceny
Film:3
Obraz:4
Dźwięk:3
Bonusy:3
Stopka techniczna
Obraz::kolor, 1.78:1, 16:9
Dźwięk::Dolby Digital 5.1, Dolby Digital Stereo
Ścieżki dźwiękowe::polska
Napisy::brak
Płyta::2-warstwowa
Liczba scen::12
Bonusy::wywiady, dodatkowy koncert, dyskografia, materiał tematyczny, galeria zdjęć, tapety
Newsletter - przyłącz się!
Bądź na bieżąco, podaj swój e-mail, odbieraj newsy i korzystaj z promocji.
  Wybierz najbardziej interesujący dział, 
  a następnie kliknij Zapisz się.