Mieszkająca na prowincji Li Mei ma dość nudy i narzekań przepracowanej matki i wraz z koleżanką udaje się do Chongqing, gdzie znajduje pracę w fabryce odzieżowej. Niestety, za niestaranność wylatuje z niej już po tygodniu, po czym podejmuje pracę w salonie fryzjerskim, który jest zakamuflowanym burdelem. Tam zakochuje się w mieszkającym po sąsiedzku mężczyźnie, który świadczy mafii usługi płatnego mordercy. Po jakimś czasie jej kochanek zostaje zabity, ale Mei ma to szczęście, że „dziedziczy” jego pieniądze, schowane w posłaniu. Za te pieniądze wykupuje wycieczkę do Londynu i tam już zostaje, imając się przypadkowych prac. W końcu poślubia starszego mężczyznę, ale mąż szybko jej się nudzi i Mei porzuca go…
Tytułowa bohaterka jest jak przedmiot, który przechodzi z rąk do rąk, bywa przy tym po drodze gwałcony, ale wszystkie te bądź co bądź przykre doświadczenia spływają po niej jak woda, nie zostawiając żadnych śladów w psychice i nie wzbudzając żadnej refleksji. Jedyna zmiana, której jest w stanie dokonać, to nie zmiana czegoś w sobie, ale zmiana miejsca. Uciekając przed nie wiadomo czym, instynktownie, a trochę też i po omacku szuka czegoś innego, trudno powiedzieć czego. Może liczy na to, że za którymś razem w końcu to znajdzie, a wtedy się dowie, co to było (my też byśmy chcieli to wiedzieć). Co jest jednak mało prawdopodobne, dopóki nie zrozumie, że człowiek, którego nie wypełnia żadna myśl, żadna refleksja, żadna emocja, żadne wzruszenie, w każdym miejscu na ziemi będzie doznawał nijakości. Li Mei przypomina kulisty pustynny krzak gnany wiatrem przez wydmy, jałowy i nigdzie niezakorzeniony.
„Chinka” to film z rodzaju tych, które uwieczniają kawałek życia, ale nie wiadomo, jakie towarzyszy temu przesłanie. Dorabianie na siłę ideologii chyba mija się z celem, bo nawet poszukiwanie miejsca w życiu musi wiązać się z jakąś świadomością, której Li Mei brakuje (jej wnętrze, o ile jakieś posiada, jest starannie ukryte przed widzem). Chyba że chodziło właśnie o studium wewnętrznej pustki…
Co zasługuje w tym filmie na uwagę, to realistycznie sportretowane środowisko, w jakim się obraca – Chiny, gdzie plac potężnej budowy sąsiaduje z wioseczką, czy Londyn, w którym chińskie imigrantki mieszkają w zatłoczonych norach. Te prawie dokumentalne zdjęcia są największym atutem tego dzieła.
Na MFF w Locarno w 2009 r. obraz Xiaolu Guo został nagrodzony Złotym Lampartem, a na Festiwalu Filmowym w Hamburgu dostał nagrodę za scenariusz. Czy słusznie, niech widz rozstrzygnie sam, o ile zdobędzie się na tę podróż donikąd.
Film ukazał się w ramach serii „Filmy świata”.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz (1.85:1) bardzo przyzwoity. Przede wszystkim rzuca się w oczy ładna naturalność barw, nie wyłączając delikatnej karnacji Li Mei. Czasami jednak ujęcia przybierają tonację nieco chłodną (sceny w Chongqing i w fabryce), ale ma to może podkreślić nastrój danej chwili. Czerń włosów Chinki jest smolista. Ostrość obrazu odpowiednia, widać dużo szczegółów, jedyna usterka, ale niezbyt dokuczliwa, to subtelne szemranie tła w niektórych scenach.
Dźwięk w Dolby Digital Stereo. W scenach dziejących się na zewnątrz wyraźnie słychać, że był nagrywany w plenerze, ale jego jakość jest dobra, ładnie słychać kwestie aktorów. Poza tym zdarza się rozłożenie odgłosów na boki (muzyka, dzwonek do drzwi), także muzyka jest stereofoniczna.
BONUSY
Brak.
itk / ren
Premiera DVD: 19.11.2010 |