Akcja filmu zaczyna się w roku 1913. Wówczas Igor Strawiński wystawia w Paryżu swoje kontrowersyjne „Święto wiosny”. Publika reaguje buczeniem i krzykami, artysta szybko opuszcza salę. Ale ta chwila wystarczyła, by zafascynował jedną ze słuchaczek, Coco Chanel. Spotkają się ponownie po kilku latach – on z rodziną uciekł z Rosji przed rewolucją, ona uciekła w depresję po stracie kochanka. Ale nie zapomniała o artyście ze wschodu. Zaprasza go wraz z rodziną do swej willi, gdzie będzie mógł w spokoju tworzyć. Oczywiście dość szybko gospodyni nawiązuje z gościem romans, ale przeszkadza jej to, że on nie uważa jej pracy za sztukę.
Reżyser założył, że nakręci obraz o Wielkich. I potraktował ich bardziej jak posągi niż ludzi. I jak ilustrację do standardowego myślenia o artyście: cierpią, bo nikt ich nie rozumie, oj, jak cierpią, jak się miotają, a ten świat taki niedobry… Nawet jak zrobią coś idiotycznego, to jest to wielkie. Rozumie to nawet żona Igora i akceptuje jego zdradę, obnosząc się z miną umierającego spaniela: mąż to artysta, jakże mam mu przeszkadzać w romansie, przecież to właśnie artyście przystoi. W tym filmie nie ma ognia, nie ma nawet iskry (a niechby go walnęła w twarz, albo ją, krzyknęła chociaż, gdzież ta słowiańska dusza?)…
Jeśli w tym filmie słychać jakiś rytm, to wystukują go opadające głowy zasypiających widzów, jeśli czuć jakiś zapach, to jest to zdecydowanie naftalina… Złożona w jedną podwójna biografia wielkich początku XX wieku może znużyć, chyba że ktoś lubi muzykę obecnie już klasyczną i stylizowaną na klasyczną. Dobrym testem dla widza, czy oglądać dalej czy nie, jest jedna z początkowych, trwająca około 10 minut scena przedstawienia baletowego, wspomnianego już „Święta wiosny”. Można ten film potraktować jako okazję do wysłuchania paru fragmentów tego utworu i urywków innych i podelektowania się pięknymi kostiumami (nominacja do Cezara) i wysmakowaną scenografią (nominacja do Satellite Award), pełną eleganckich linii mebli, przedmiotów, wzorów tapet, obrusów oraz gry bieli i czerni. Sama sylwetka Chanele jest taką smukłą, giętką czarno-białą linią. Aktorów – jeśli chodzi o wygląd – dobrano zresztą znakomicie: Anna Mouglalis wygląda jak reinkarnacja Coco. Tak się nastawiwszy, nie doznamy aż takiego rozczarowania chłodną temperaturą romansu i wolnym tempem wydarzeń.
ASPEKTY TECHNICZNE
Dobra jakość obrazu pozwala cieszyć się wysublimowanym pięknem kadrów. Nie dość, że elegancka, prosta, finezyjna scenografia jest ładna sama w sobie, to jeszcze sfilmowano ją tak, że wiele kadrów stanowi kompozycje gotowe do namalowania, a nawet od razu do oprawienia w ramki i powieszenia na ścianie. Dzięki dobrej ostrości jesteśmy w stanie dostrzec szczegóły strojów i wystroju wnętrz, czasem jedynie, intencjonalnie, giną one w mroku – gra światła i cienia wydobywa dodatkowo piękno przedmiotów. Jedynym mankamentem ciemnych ujęć jest ziarno. Paleta kolorów to czerń i biel, ulubione przez Chanel, nieco brązu (parkiet) i zieleni (korony drzew za oknem).
W ścieżce dźwiękowej sporo muzyki, w trakcie przedstawienia część instrumentów słychać z boku, część z przodu, oklaski rozlegają się dookoła. Również w dalszym ciągu filmu przestrzenność daje o sobie znać, co słychać wyraźnie w oddalaniu się kroków czy warkocie silnika samochodu.
DODATKI
Zwiastuny.
Jan / itk
Premiera DVD: 23.05.2011
CIEKAWOSTKI – CUDOKADR
|