Kapitan Ameryka to najbardziej amerykański z superbohaterów. Ubiera się w kostium w kolorach narodowych, a na dodatek ma jeszcze wielką czerwono-biało-niebieską tarczę z białą gwiazdką. Czy ktoś takiego gościa może traktować poważnie? Amerykanie mogą… Kapitan Ameryka został wymyślony przez Joe Simona i Jacka Kirby’ego w czasie II wojny światowej – miał rozbudzić patriotyzm Amerykanów. Na czas wojny i zimnej wojny taka postać była jak znalazł, teraz jednak trąci nieco myszką…
Kapitan Ameryka naprawdę nazywa się Steve Rogers. Był studentem sztuki, ale i wielkim patriotą, który chciał zaciągnąć się do wojska (był rok 1940). Z powodu słabego zdrowia odrzucono go, ale dostał szansę uczestnictwa w tajnym eksperymencie wojskowym zwanym Odrodzenie. Eksperyment zwiększył jego siłę, szybkość, inteligencję, a potem jeszcze potraktowano go promieniami Vita i zyskał supermoce. A potem został medialną gwiazdą, a jeszcze później na poważnie zabrał się do walki z nazistami dowodzonymi przez demonicznego Red Skulla (imię wskazuje, jak ów gość wygląda).
Początek filmu jest niezły, reżyser nie potraktował historii śmiertelnie poważnie i puszcza oczko do widza. Potem wszystko przysłoniły eksplozje i świszcząca tarcza z niezniszczalnego materiału, którą miota Kapitan – ot, rozrywka dla dużych chłopców, w wersji wyjątkowo mocno podlanej nachalną propagandą (ale nie zawierająca na szczęście zabójczej dawki patosu – jest odrobina humoru i luz). W porównaniu z „Zieloną Latarnią” to film dobry, w porównaniu z mającymi artystyczne aspiracje „Batmanami” zwykła, choć bardzo efektowna rozrywka bez większych ambicji.
Jan |