Najlepszym przyjacielem człowieka jest pies, to fakt. A kto jest najlepszym przyjacielem psa? Bailey, czworonożny bohater tej opowieści nie ma wątpliwości: jego psie życie ma sens tylko u boku pewnego chłopca o imieniu Ethan. Gdy obaj są szczeniakami, wszystko sprowadza się do zabawy. Gdy dorastają, Ethan zamiast za piłką ugania się za dziewczynami, czasem wdaje się w bójkę – wtedy trzeba gryźć wroga w kostkę, a gdy zbije szybę sąsiadów, ktoś musi wziąć winę na siebie. Bailey jest więc szczęśliwy, bo jak każdy pies chce czuć się w życiu potrzebny. Nadchodzi jednak moment, w którym drogi przyjaciół się rozchodzą, a życie przestaje rozpieszczać Ethana. Wtedy Bailey musi wykazać się nad-psią siłą, by odnaleźć przyjaciela i podać mu pomocną łapę.
Zakochałam się w koncepcji reinkarnacji psów. Świadomość ze nasz ukochany czworonóg nie pójdzie do psiego/kociego nieba ale być może za chwilę wróci do nas w innej postaci to strzał w dziesiątkę wszystkich miłośników czworonogów dzielących się jedynie na tych spod znaku tych z miau i ewidentnie hau
W ręku Lasse Hallstrom nawet materiał który mógłby skończyć jako disneywoską, najeżoną sloganami papka przekształca się w coś głębszego, a nie pozostaje zwyczajnym kinem familijnym. „Był sobie pies” to świat widziany oczami czworonoga (i przez niego opowiadany), mającego dokładnie te same emocje co ludzie, przeżywającego radości i smutki, zadającego pytania i błądzącego w odpowiedziach. Ta daleko posunięta antropomorfizacja sprawia, że i nam dane jest widzieć pewnego sprawy z innej, wcale nie gorszej perspektywy. Pies widzi rzeczywistość bez filtru kulturowo-obyczajowego. Nie wie, czy coś wypada czy nie? Jest wolny od kajdan jakie człowiekowi narzuca kultura. Dla niego wyznacznikiem miłości są feromony, a panią swego serca kocha się nawet wtedy, gdy jest od niego o 2 razy wyższa. Nieśmiały, zły czy rozgoryczony człowiek jest dla psa kimś, kogo trzeba pocieszyć kręcą się wokół własnej osi. A szczęście to stan kiedy jest się najedzonym i można spać w łóżku właściciela. Proste i cudowne życie jakie dzięki Baileyowi oglądamy i przeżywamy, każe nam się zastanowić czy i my nie moglibyśmy trochę odpuścić w swoich kalkulacjach, logice i kombinowaniu i dzięki temu być szczęśliwsi. Czy nie lepiej słuchać bardziej własnego ciała i być świadomym tego jak np. pachnie świat niż chować się w bezpiecznych domowych kokonach nawyków (Maya), izolacji (Ethan) i dystansu (Carlos). Abstrahując od odrobiny psich smuteczków, film Hallstroma jest niezwykle pogodny i zabawny, gdyż psie monologi komentujące różne sytuacje dziejące się na ludzkiej scenie bardzo celnie oddają trafność obserwacji i.. śmieszność ludzkich zachowań widzianych z psiej perspektywy (dziwną sprawą dla Bailaya jest ludzki pocałunek, bo przecież ludzie buziami nie przekazują sobie żadnego smakołyka, to po co to robią?). Równie zabawne są sekwencje z iście magicznym odgadywaniem ludzkich myśli (wątek Mayi).
„Jeśli mogę cię lizać i kochać to mam cel w życiu” - mówi Bailey w każdym ze swoich wcieleń i w każdym bezwarunkowo i z oddaniem kocha swego właściciela niezależnie od tego jaki ów jest. Może dlatego filmy o zwierzęcej miłości trącają w nas te struny, od których nawet twardzielom „pocą się” oczy.
ASPEKTY TECHNICZNE
Kolorystyka (np. strojów) zmienia się nieco w zależności od lat w których trwał opowieść. Lata 60 to słoneczne pastele i żółcie, lata późniejsze mają więcej domieszki granatów i szarości, acz film przez większość czasu ma żywe i jasne kolory. Sporo w filmie zbliżeń psich bohaterów, które dają pojęcie o brzytewnej ostrości i głębokim kontraście, dzięki czemu każdy włosek rudej sierści jest doskonale widoczny.
Dźwięk spokojny, bardziej dialogowy niż akcyjny i bardzo dobrze bo możemy się lepiej skupić na interesujących monologach wewnętrznych naszego czworonożnego bohatera. Muzyki raczej nie zapamiętamy. Ta jest akurat w 100 procentach familijna.
BONUSY
„Między ujęciami” to materiał filmowy zawierający zakulisowe ujęcia z tresury psów i nie tylko, także np. kota i... osła. Jak powstała książka „Był sobie pies” (4 min.) to ciekawa opowieść o genezie powieści, do której inspiracją był żal po stracie ukochanego czworonoga. Pisarz towarzysząc swej przyjaciółce w podróży samochodowej i usiłując ją pocieszyć przez 90 minut, ubierając psie myśli w słowa, dywagował na temat psiego życia po życiu. W ten sposób powstał bestseller. Mamy sporo usuniętych scen, w tym ta z owczarkiem znajdującym człowieka chorego na Altzheimera. „Z punktu widzenia psa” (8 min) to z kolei materiał zakulisowy o tajnikach tresury 4 psów odmiennych ras, które miały grać jedną psią duszę.
veroika
|