Izabella Scorupco (jeszcze nie tak dawno Skorupko) wciela się w „Burzy z krańców ziemi” w postać Rebecki, młodej prawniczki, która musi po latach odwiedzić rodzinną Kirunę. Czyni to na prośbę przyjaciółki, Sanny, która została oskarżona o zamordowanie – w bardzo brutalny zresztą sposób – swego brata, sprawującego funkcję kaznodziei w miejscowym kościele. Wszystkie dowody obciążają Sannę, kobieta zostaje aresztowana. Rebecka jest jednak przekonana o jej niewinności i rozpoczyna prywatne śledztwo. W jego trakcie będzie musiała się zmierzyć – a jakże – z własną przeszłością, a także z grupką religijnych fanatyków.
Asa Larsson wie, o czym pisze – urodziła się i wychowała w Kirunie, zna tamtejsze środowisko, sama wykonywała przez pewien czas zawód prawnika, zajmując się sprawami podobnymi do tych, które trafiają na biurko / w ręce Rebecki Martinsson, bohaterki jej kryminałów („Burzę…” napisała w roku 2003, od tej pory opublikowano jeszcze cztery jej powieści).
Leifowi Lindblomowi udało się na ekranie oddać klaustrofobiczny obraz odciętego od świata miasteczka (Kiruna to górnicza miejscowość leżąca w Laponii), gdzie surowa przyroda wywarła przemożny wpływ na surowość mieszkańców. Niestety, sama fabuła (narracja jest nielinearna, więc czasem można się zgubić) do specjalnie oryginalnych nie należy – za najlepszą powieść Larsson uchodzi nie „Burza…”, ale „Krew, którą nasiąkła” – i w sumie nie różni się za bardzo od dajmy na to fabuły któregoś z odcinków przygód „Wallandera”. Poprawny kryminał, ale bez fajerwerków. A co do naszej Izy Scorupco – jako Rebecka wypadła naprawdę przyzwoicie.
Jan |