Traumatyczne przeżycie sprawia, że szczęśliwe dotąd życie Lisy, Seana i ich syna Jude’a pogrąża się w kryzysie. Rodzice oddalają się od siebie, a chłopiec przestaje mówić. Nowy dom w malowniczej okolicy daje nadzieję na nowy początek. Lisa i Sean nie podejrzewają jednak, że przeprowadzka to krok w stronę prawdziwego piekła. Gdy Jude odkryje w opuszczonej posiadłości lalkę – chłopca o uroczej twarzy, cała rodzina znajdzie się w mocy mrocznych sił, z których natury nie zdaje sobie sprawy. Ataki agresji na przemian z krwawymi wizjami, których doświadcza Jude, oraz coraz częstsze poczucie czyjejś obecności w domu to zwiastuny tego co nadchodzi. Lisa i Sean zaczynają bać się własnego dziecka, ale prawdziwe zło kryje się gdzie indziej. Gdy to zrozumieją, ich życie nie będzie już należeć do nich…
Horrory, w których straszą lalki nie do końca wiedzieć, czemu uważam za - oprócz tych z nawiedzonymi domami - za szczególnie przerażające. Może zasługa to kontrastu, jakim się wygrywa sytuację oto lalka przeznaczona do niewinnej zabawy i towarzyszenia dziecku staje się nosicielem potężnego zła, zawłaszczającego sobie duszę dziecka lub/i przyczyniającego się do zagłady rodziny. W Brahmsie złowieszcza lalka jest wyjątkowo antypatyczna. To duży chłopczyk o fryzurze Hitlera, woskowej cerze i przenikliwych szklanych oczach ubrany niepokojąco elegancko. W zderzeniu z nowoczesną rodziną przywodzi na myśl zaginionego krewnego z dawnych lat, wpływowi, którego coraz bardziej ulega jego dziecięcy opiekun zaczynający ubierać się podobnie jak lalka i zachowujący dziwnie stoicki spokój. Kłopot w tym, że osobą, którą najbardziej niepokoi ta sytuacja jest Lisa, matka chłopca właśnie wychodząca z traumy, jaką przeżyła podczas dramatycznego napadu. Nie jest, więc osobą całkowicie wiarygodną z uwagi na swoje załamanie, a też i ona sama nie bardzo wierzy sobie. Choć „Brahms: The Boy II” powiela kilka stereotypów znanych choćby z „Annabelle” i „Omenu”, to jednak i tak nie brak mu scen, w których ciarki chodzą po plecach. Gdyby jeszcze dołożyć więcej lotności bohaterom i oryginalności scenariuszowi byłby nieco bardziej atrakcyjny... intelektualnie. |