Przyznaję, że podchodziłem do tego filmu jak pies do jeża – oto kolejny obraz, który ma pokazywać „prawdziwe życie”, nakręcony w formie amatorskiego nagrania dokumentalnego, czyli found footage (film jest niby kręcony przez jednego z bohaterów, Briana). Roztrzęsione obrazy goniących i gonionych, nieostre ujęcia, szumy i rzekome usterki wynikające z wad sprzętu itp., itd. W podobnej konwencji nakręcono już ostatnio tyle filmów, że zupełnie się przejadła… Tymczasem „Bogowie ulicy” okazali się świetnym obrazem, jednym z nielicznych, w których ta konwencja jest uzasadniona i znakomicie się sprawdza!
Fabuła jest prosta: dwaj młodzi policjanci patrolują niebezpieczne ulice Los Angeles, na których trwa brutalna wojna między gangami latynoskimi i afroamerykańskimi. Latynos Mike ma ciężarną żonę, jest szczęśliwy, Brian szuka swej drugiej połówki – panowie są partnerami w pracy i kumplami poza nią. Działają sprawnie, czasem na granicy prawa, są skuteczni. I narażają się na zemstę gangsterów – bandyci wydają na nich wyrok śmierci, który ma być jak najszybciej wykonany…
David Ayer zna się na tematyce policyjnej i mrocznych klimatach – wyreżyserował chociażby „Królów ulicy”, napisał scenariusze „Dnia próby” i „Policji” (na szybkiej akcji też się zna – spod jego ręki wyszedł również scenariusz „Szybkich i wściekłych”). „Bogowie ulicy” są od tych dzieł różni formalnie, ale podobni treściowo – jedyni sprawiedliwi, echa korupcji, twardzi gliniarze, bezlitosne gangi, kumple na śmierć i życie, to wszystko tutaj znajdziemy. Ale wszystko, zwłaszcza postacie, zostało pogłębione – Mike i Brian (w tych rolach znakomicie grający Michael Pena i Jake Gyllenhaal; obaj przygotowując się do roli, przez pięć miesięcy towarzyszyli prawdziwym patrolom, Gyllenhaal już podczas pierwszego był świadkiem zabójstwa!) są wielowymiarowi: pokazano ich życie prywatne, słabości, idealizm i swoiste uzależnienie od adrenaliny, które ściągnie na nich kłopoty. Forma pomogła wciągnąć widza w sam środek policyjnych akcji, w czasie których bohaterowie siedzą pod ostrzałem kul czy przemierzają ciemne korytarze. Film dzięki niej stał się niezwykle dynamiczny. I namacalnie wręcz realistyczny – rzadki to przypadek w Hollywood, tym bardziej godny uwagi.
ASPEKTY TECHNICZNE
Zdjęcia jako się już wyżej rzekło w nurcie found footage z rozedrganym obrazem, nieostrymi ujęciami i artefaktami wynikające z wad sprzętu. Obraz jest też prześwietlony, rozpikslowany i nieostry. Mimo słońca kolory są dosyć bladawe i matowe, choć czerń jest głęboka. Ostrość bywa różnej jakości, ale generalnie krawędzie są raczej miękkawe. Kontrast jak to w takich przypadkach bywa średni, z dużą ilością umykających uwadze widza detali.
Dźwięk głównie frontalny (przeważają w końcu dialogi), ale w scenach akcji tyły dają już niezłego czadu. Scena zwabienia policjantów w pułapkę to mocna, rozłożona na kanały strzelanina z rykoszetami i basami ciężkiej amunicji bijącej po ścianach bloku i wyłupującej kawałki tynku. Syreny policyjne, odgłosy rozmów z krótkofalówek, brzęk sprzętu, a warstwie muzycznej ostra rockowa muzyka dopełniają zawartość ścieżki dźwiękowej.
BONUSY
Reportaż zza kulis (15 min) i garść wywiadów z aktorami i reżyserem. Najciekawsze wypowiedzi należą do Jake’a Gyllenhaala wspominającego okres pięciomiesięcznych przygotowań do roli (zdjęcia nagrywano zaledwie 22 dni), podczas których jeździł na nocne patrole. O ciekawej rzeczy mówił David Ayer, reżyser, który wspomniał o psychologicznym aspekcie pracy policjanta, który na codzień spotyka się ze śmiercią i przemocą, a przychodząc do domu musi przestawić się na normalne życie. Wspominał też o tym, że jego film można nazwać symulowanym filmem dokumentalnym, którego poetyka przypomina filmiki nagrywane kamerkami montowanymi w wozach policyjnych i przy mundurach funkcjonariuszy.
Jan/veroika
Premiera DVD: 8.04.2013 |