Ku memu własnemu zdziwieniu podczas oglądania „Bodyguarda zawodowcy” bawiłam się całkiem dobrze. Sądziłam, że będzie filmem odtwórczym pełnym klisz i ciężkim jak karabin maszynowy. A film mile mnie zaskoczył. Reżyser skorzystał nie tylko z wszelkich bonusów jakie mają zasoby kina kumpelskiego, ale i wykorzystał je w sposób całkiem poprawny, bez zbytniego szarżowania ale i bez silenia się na artystę gatunku. „Bodyguard…” to po prostu fajna komedia z pastiszowym humorem i robiącymi spore wrażenie scenami akcyjnymi, z pościgiem kanałami Amsterdamu na czele. W filmie kumpelskim kluczowy jest dobór aktorów, a tu też ów nie zawiódł. Nazwisko Samuela L. Jacksona w obsadzie filmu już od dawno nie gwarantuje wysokiego poziomu, ale tu akurat jest w formie i widać, że bawi się graniem „charakterologicznej odwrotności” swego partnera, granego przez Ryana Reynoldsa. Scena z zakonnicami ubawiła mnie setnie, bo pięknie pokazuje, że to czarna owca potrafi lepiej współgrać z ludźmi niż przyzwoity nudziarz. Obaj bohaterowie stanowią team, na który nie postawilibyśmy złamanego szeląga, są na siebie skazani bynajmniej nie z sympatii, lecz wyłącznie z przymusu i poczucia lojalności. Oczywiście, że interakcja między nimi jest do przewidzenia i wiele sytuacji widzieliśmy już w kinie, ale tutaj nie tylko ścierają się ze sobą, ale i wyzwalają w sobie to co najlepsze. Kinkaid wyrywa Bryce’a z marazmu jakiemu hołdował w imię zawodowego profesjonalizmu okraszonego hasłem nuda jest bezpieczna, a Bryce uczy się od Kinkaida że można załatwiać pewne rzeczy bez użycia spluwy, za to z udziałem rozsądku. Nie byłoby jednak iskry w tym filmie, gdyby nie obecność cudownej, buchającej temperamentem w słowie i postaci Salmy Hayek , grającej osadzoną w więzieniu za przestępstwa męża, żonę Kinkaida. Jest rewelacyjna nawet zamknięta na 3 metrach kwadratowych i kradnie film swym partnerom. „Bodyguard zawodowiec” nie jest dziełem sztuki, w zbyt wielu dialogach bohaterowie posługują bluzgami i niewybrednymi żartami, albo z kolei topią się w ckliwościach a i rozwiązania też nie są zbyt zaskakujące ale oglądając go na pewno nie zmarnujemy wieczoru.
ASPEKTY TECHNICZNE
„Bodyguard…” ma wszystkie dźwiękowe cechy kina akcji, z przestrzennym rozseparowanymi efektami rozbijanych i eksplodujących samochodów, furgonetek, helikopterów i ciężarówek, a wybuchy i inne atrakcje pobite są głębokimi basami. Brzęk tłuczonego szkła czy naczyń w czasie walki w wąskiej kuchni, strzały i plaśnięcia uderzeń to te elementy które wypełniają przestrzeń.
Obraz z porządną ostrością i kontrastem. Barwy naturalne, tonacja zmienia się na cieplejsza gdy akcja z zimnego Londynu przenosi się cieplejsze haskie klimaty.
BONUSY
„Wielka akcja w wielkim mieście” (7 min) to materiał o kulisach powstawania filmu, którego akcja choć rozgrywa się w trzech zachodnioeuropejskich metropoliach naprawdę powstał w stolicy Bułgarii Sofii, w której na użytek filmowców zablokowano całe miasto. Niebezpieczne kobiety opowiada o babskich bohaterkach filmu, które są twarde silne i złe, a przy Salmie Hayek to już w ogóle każdy facet w tym filmie wygląda niewinnie. W materiale „Hitman vs bodyguard” (4 min) mowa o koncepcji przeciwstawnych osobowości konstruujących parę męskich bohaterów, a w „Bodyguard zawodowiec” to jednak romans mowa o ying yang cechujących parę Jackson-Hayek. Są również sceny usunięte, alternatywne oraz wpadki z planu filmowego.
veroika
|