Jak można tego dokonać – najlepiej żyjąc przez chwilę ich życiem. Tak wydaje się przynajmniej nastoletnim bohaterom filmu Sofii Coppoli. „Bling Ring” opowiada opartą na prawdziwych wydarzeniach (opisanych w „Vanity Fair”) historię grupki nastolatków, które włamują się do domów hollywoodzkich gwiazd (na przykład Paris Hilton – nota bene sceny z tego włamania kręcono właśnie w jej apartamentach), pod nieobecność gospodarzy noszą ich ubrania, urządzają imprezy, a w końcu okradają, by za spieniężone gadżety chwilę poimprezować w klubie albo kupić wymarzony ciuch… Głównymi bohaterami są Marc i Rebecca, którzy początkowo robią włamy sami, a potem wciągają w to kumpli ze szkoły.
Wszyscy porównują obraz Coppli do „Spring Breakers” Harmony Korine’a i coś w tym jest. Co prawda filmy są przeciwnościami, jeśli chodzi o styl i stronę wizualną (frenetyczny wideoklip Korine’a i wysmakowana plastycznie, klasyczna narracja Coppoli), ale poruszają ten sam temat: oto młodzi ludzie chcą pieniędzy już, teraz, bez wysiłku – bo chcą się bawić, nosić drogie ciuchy i dzwonić z najbardziej wypasionych telefonów. Uważają, że im się należy, bo niby dlaczego jedni mają, a oni nie? Oni też chcą być sławni i bogaci! I dawać temu wyraz – kasa jest im bardziej potrzebna na pokaz niż z powodu ciężkiej sytuacji finansowej (wszyscy pochodzą z dość bogatych domów). Dylematy moralne i skrupuły odrzucają na bok, ba – zatrzymani bohaterowie „Bling Ring” będą wręcz uważać się za ofiary systemu, które krzywdzi się pozbawiając możliwości dalszego prowadzenia życia na luzie… Dlaczego pijana Lindsay Lohan czy Paris Hilton trafia na pierwsze strony kolorowych pism, a pokazując „przypadkiem” cycki zarabia miliony i rośnie jej popularność, a oni za swe wygłupy mają płacić...? Gorzka to, choć nie sposób się oprzeć wrażeniu, że dość trafna diagnoza tego, co dzieje się obecnie w nastoletnim świecie… „Bling Ring” to film bardzo dobrze zagrany, z ciętymi dialogami, świetnie dobraną muzyką, pulsujący energią, budzący emocje, czasem natomiast zbyt moralizatorski – ogólnie jednak jest wart zobaczenia.
Jan |