Jedna z najwspanialszych wokalistek wszech czasów, uwielbiana przez fanów na całym świecie Billie Holiday jest u szczytu kariery, kiedy niespodziewanie pada ofiarą systemu. Krucjata antynarkotykowa daje organom ścigania pretekst do represjonowania artystki. Federalni wysyłają tajnego agenta, który ma zbliżyć się do Billie i zrobić wszystko, aby umożliwić władzom cenzurowanie jej twórczości, ze szczególnym uwzględnieniem słynnego utworu "Strange Fruit", który do dziś uznawany jest za jeden z największych społecznych manifestów przeciwko rasizmowi. To ponadczasowa i wiecznie aktualna opowieść o niespotykanej odwadze i wierności ideałom. A także o uzależnieniu, sławie i burzliwej nieszczęśliwej miłości.
Z filmu o Billie Holiday to co zapamiętamy najlepiej to sceny, gdy grająca Billie Andra Day jest na scenie. To wtedy ma miejsce filmowa magia, a tembr głosu, mowa ciała i wyraz oczu, mówią więcej niż scenariusz. nazwisko na pewno zapamiętane po filmie, bo jest to jego największym Apple Andra Day miała na szczęście nieco więcej do zagrania niż Diana Ross która 40 lat temu grająca Billie w „Lady śpiewa bluesa”, ale i tak można czuć pewien niedosyt. Biografia aktorki jest bowiem przedstawiona za pomocą migawek z jej życia, a z tych fragmentów nie wyłania się proces, a jedynie opłakane skutki traum, jakie przeżyła. Słowem zabrakło continuum, narracyjnego kleju, który posklejałby fragmenty ludzkiej układanki tak byśmy mogli zobaczyć pełniejszy obraz Billy jako piosenkarki, ale i kobiety.
To co jeszcze zapamięta się po filmie będzie motyw wojny jaką toczą z Billie agenci federalni, chcący za wszelką cenę uciszyć piosenkarkę, której „Strange Fruits”, utwór o linczu na Afroamerykanach, stał się manifestem walczących przeciwko rasizmowi. Z łatwością wykorzystując jej nałóg, by w majestacie prawa moc zamknąć jej usta. Ale Billie trudno zastraszyć, a może jest też tak, że jej prywatna wojna określa i definiuje całe jej zycie. Jedną z najbardziej znaczących scen jest finałowa, gdy przy szpitalnym łóżku umierającej Billie pojawiają się agenci federalni, którzy nieustannie czyhają na moment, by przyłapać ją „braniu” i zrobić z tego użytek w sądzie i w prasie.
Podsumowując: nieco niekonsekwentny scenariusz nie przeszkodził Andrze Day w stworzeniu zapadającej w pamięć postaci Billie i uczynieniu z papierowego papier mache kobietę z krwi i kości. |