Długo oczekiwany film tajskiego reżysera Prachyi Pinkaewa, autora słynnego „Ong Bak”, rozczarował widzów w USA i w Europie. W Azji zbierał raczej pochlebne recenzje. „Biały słoń” to bowiem film akcji, ale głęboko osadzony w innym sposobie postrzegania rzeczywistości, charakterystycznym dla tamtej części świata. Dla zachodnich widzów faktycznie film jest dziwny, niezrozumiały i pokręcony. Inna sprawa, że scenariusz mógł być nieco lepszy…
Głównym bohaterem jest płatny zabójca, czarnoskóry Curtie, który właśnie w Bangkoku wyeliminował sześciu wyznaczonych mężczyzn. Curtie został w mieście i dostał kolejne zlecenie, tym razem ma zabić szefa gangu zajmującego się handlem żywym towarem i narkotykami (jego ofiarą padła córka zleceniodawcy). Mężczyzna sprytnie wywołuje wojnę gangów, potem sam dorzuca kilka trupów, w czym pomaga mu wydatnie tajemnicza Mae. Pewnego dnia dziewczyna znika, a zafascynowany nią Curtie spróbuje dowiedzieć się, kim była.
Niby akcyjniak, niby wojna gangów, ale dookoła duchy przodków, mistyka i tytułowy biały słoń, święte zwierzę Tajów. Rany zadane duszy bolą bardziej niż zadane ciału, a rany ciała leczy bez problemu wiara i rytuały buddyjskich mnichów. Wybory złoczyńców i ich zachowania z punktu widzenia zachodniego odbiorcy nie mają sensu, brak logiki w grze prowadzonej przez mówiącego z dziwnym akcentem Jimmy’ego (Kevin Bacon)… Sceny – na przykład ta na dachu – ciągną się niemiłosiernie (pozbawiony możliwości pokazywania kolejnych walk Pinkaew nie za bardzo potrafi zapełnić pozostawioną mu pustą przestrzeń), strona wizualna zdominowała treść. Ten film ma specyficzny klimat, nawiązujący trochę do koszmarnego, choć pięknego snu – czasem zachwyca, ale częściej męczy. Takimi obrazami Pinkaew Hollywoodu z pewnością nie podbije… Widza spragnionego prostej rozrywki także nie uda mu się oczarować, a żeby wypłynąć na głębsze wody (tematy), chyba brakuje mu jeszcze umiejętności.
ASPEKTY TECHNICZNE
Jest neonowo! Film pokazuje świat ulicy, która nigdy nie śpi, tętni życiem burdeli, sklepów, knajp, barów, dyskotek itp. A każde z tych miejsc przyciąga papuzimi barwami neonów, toteż nasycone (a nawet przesycone) błękity, żółcie, różowości, fiolety i czerwienie dosłownie wylewają się z ekranu, oświetlając twarze bohaterów sztucznym blaskiem. Dzienne sekwencje są bardziej naturalne, utrzymane w brązach, sjenach i kolorach ziemi, z barwnymi plamami, jakimi są chabrowa sukienka Mae czy pomarańczowe szaty buddyjskich mnichów. Ostrość porządna – w częstych zbliżeniach widać pory, blizny i pot na skórze Curtie’ego, a w dalszych fontanny złożone z drobin ciał, mebli i strzępów ubrań, które wzniecają pociski dziwnej strzelby Curtie’ego.
Dźwiękowo OK, oczywiście najbardziej dynamicznymi scenami są te demolkowe (burdel, posiadłość mafiosów), sceny pogoni za Jimmym oraz sekwencje snajperskie, w których ciężkie pociski z głuchym brzękiem uderzają o posadzkę, a odgłosy strzałów niosą się echem. Nie brakuje basowych odgłosów gromu i deszczu, przestrzennego jazgotu dyskoteki oraz subtelniejszego brzdęku wietrznych dzwonków. Uwagę zwraca sekwencja wizji w lesie, gdzie można odseparować takie pojedyncze dźwięki, jak szum liści, skandowanie modłów, dzwonki i wycie wiatru zakręcającego wokół bohatera.
BONUSY
Zwiastuny.
Jan / veroika
Premiera DVD: 27.06.2011
|