W takim to bowiem dość mało przyjemnym miejscu rozgrywa się spora część akcji „Bazyla…”, niezwykle oryginalnej komedii kryminalnej, której tytułowy bohater, życiowy nieudacznik, przypadkowo „zarabia” kulkę w łeb. Bazylowi udaje się jednak przeżyć. Przeżył, aby dokonać zemsty – feralna kula pochodziła z fabryki tego samego producenta broni, z której zginął również ojciec Bazyla rozbrajający miny gdzieś na froncie w północnej Afryce! A czasu jest niewiele – pozostawiony w czaszce Bazyla pocisk w każdej chwili może się przesunąć i wyprawić „nosiciela” na tamten świat… Nieoczekiwanie pomoc przychodzi ze strony zbzikowanych i niezwykle oryginalnych kloszardów zamieszkujących wspomniane wysypisko.
W bajkach, na przykład o Reksiu, są takie sceny: psiak wchodzi do małej budy, a wewnątrz… pokoje, przestrzeń, co kto sobie wymarzy. W „Bazylu…” jest identycznie: bohaterowie wchodzą do jakiegoś baraczku, czy może bardziej groty powstałej między zwałami śmieci, a w jej wnętrzu – a może i w podziemiach – jest całkiem inny świat: wyrabia się tam dziwne przydatne przedmioty z odpadów, jest laboratorium, kuchnia (za kostiumy i scenografię film otrzymał nominacje do Cezarów). No i są niezwykle malowniczy mieszkańcy (jest ich siedmioro – to nawiązanie do bajki o siedmiu krasnoludkach), na czele z karłem, który był mistrzem świata w locie po wystrzeleniu z armaty, i z kobietą-gumą. Tak nietypowa grupa wspierająca Bazyla w jego zemście musi oczywiście stosować nietypowe metody walki z otoczonym armią ochroniarzy producentem (i handlarzem) broni.
Pomysły Jeuneta są rewelacyjne – każda akcja to istny majstersztyk, Danny Ocean i jego kumple okradający w wymyślny sposób kasyna mogą Bazylowi czyścić buty! Jeśli dodamy do tego świetne dialogi i solidne aktorstwo, otrzymamy kawał dobrego kina. Mocną stroną filmu są, tradycyjnie już w przypadku tego twórcy, zdjęcia, podobne do tych z „Miasta zaginionych dzieci” czy z „Amelii”, przejaskrawione, nierzeczywiste, podkreślające baśniowy klimat opowieści. Może morał w finale podany jest zbyt nachalnie, ale i tak „Bazyl…” zachwyci każdego miłośnika trochę bardziej wyrafinowanego kina.
Jan
|