Dokument o życiu Amy Winehouse to właściwie odpowiedź na pytanie w jaki sposób ktoś może umierać na oczach świata, a ten pozostaje na to obojętny?
„Amy” to dokument o życiu obdarzonej wspaniałym głosem i genialnym talentem piosenkarki, która w wieku 27 lat zapiła się na śmierć w swoim mieszkaniu. Ale zanim stajemy się świadkiem tragedii poznajemy jej dzieciństwo, widzimy ją jako nastolatkę, a potem rewelacyjną artystkę niezwykle płodną i potrafiącą opowiedzieć o swoich emocjach w dramatycznych słowach piosenek. Dokument montowany przez 20 miesięcy, złożony jest z nagrań wideo i audio, do których ilustracjami są setki zdjęć i tych bardzo prywatnych i tych, robionych przez paparazzi w różnych momentach życia Amy. Najistotniejsza prawda tego dokumentu nie leży tak właściwie w selekcji tego bogatego i materiału, ale w tym co dostrzegamy w oczach Amy na fotografiach i w zwolnionych ujęciach, a co jest dramatycznym wołaniem o pomoc zaszczutego i zagubionego dziecka. Dziecka które powinno się wziąć mocno za rękę i być blisko. Czego nie mogli zrobić przyjaciele, jedyni ludzie którym na Amy zależało, powinni zrobić najbliżsi. Tymczasem w moim odczuciu „Amy” to tak naprawdę filmowy pozew sądowy przeciwko dwóm najważniejszym mężczyznom w życiu piosenkarki, a dwóm osobom, którzy ją najbardziej skrzywdzili. Ojciec przez zaniedbanie, lekceważenie jej problemów i postrzeganie córki jako maszynki do zabraniania pieniędzy. Symptomatyczna scena, która o tym świadczy to ta, kiedy mając do wyboru odwyk albo trasę koncertową po Ameryce wybiera to drugie nie bacząc na stan psychiczny córki zupełnie nie dostrzegając tego że, ona po prostu nie da rady i znów się zapije. Zresztą w ogóle rodzice Amy to para bardzo nieodpowiedzialnych ludzi, od których Amy zdaje się być czasami dojrzalsza emocjonalnie. Znamienne są słowa młodziutkiej Amy skierowane do matki, która nie była w stanie wyznaczyć żadnych granic w postępowaniu córki: powinnaś mi na to nie pozwolić!
Wydaje się jednak, że nemesis Amy, drugim ważnym mężczyzną który nie tylko nie pozwolił by utonęła, ale wręcz wciągnął ją na dno był jej mąż Blake Fielder, przez lata żerujący na niej i jej pieniądzach, nakłaniający ją do brania narkotyków i opuszczający w zasadniczym momencie. Ich związek był jak to określa wypowiadający się w filmie terapeuta jako związek w którym jedna osoba jest żywicielem a druga pasożytem. Trudno o lepszy przykład…
„Amy” to wstrząsający dokument, pokazujący jak odważna, rezolutna utalentowana dziewczyna staje się otumanionym dragami i wódą cieniem samej siebie nie potrafiącym zaśpiewać ani jednej linijki tekstu. To także film pokazujący jak okrutni mogą być ludzie: media, paparazzi, użytkownicy portali społecznościowych, komicy dworujący sobie z upadków Amy, piętnujący ją czy w z lubością wypunktowujący jej coraz gorszą kondycję.
„Amy” pokazywana teraz podczas seansów dla młodzieży jako przykład antyżycia powinna być przestrogą jak szybko można zmarnować największy nawet talent, jeśli nie ma się wystarczająco mocnych podstaw by złym rzeczom w życiu móc powiedzieć NIE.
ASPEKTY TECHNICZNE
Dźwięk w DD 5.1 oddaje atmosferę koncertów: skandowanie tłumu, oklaski itp. Głos Amy mocny i ostry niesie się daleko. Dobrze brzmią głosy z offu, na tyle by rozróżnić ich autora.
Jakość obrazu różna jak na dokument przystało, prywatne materiały archiwalne są bardzo matowe, z płaskim kontrastem, rozmazaną ostrością. Zdjęcia profesjonalne i nagrania wideo (np. w studio nagraniowym czy z rozdania nagród Grammy) są ostre, mają dobry i naturalną kolorystykę.
BONUSY
3 niepublikowane wykonania i 17 niewykorzystanych scen wśród których są te prywatne jak ta gdy rozdaje autografy, je bagietki w Mediolanie, udziela wywiadu Sky News, a także nagrania z koncertów i – a to ciekawe – tłumaczenie członka departamentu stanu USA dotyczące odmowy wystawienia wizy Amy, co rozpatrywane jest w kontekście zagrożenia bezpieczeństwa narodowego.
veroika
|