Skłócone małżeństwo Harmonów, wraz z dorastającą córką Violet, przeprowadza się do pięknego starego domu na przedmieściach Los Angeles. Wkrótce przekonują się, że dom jest nawiedzony przez duchy jego poprzednich właściciele, ich gości jak i przypadkowych intruzów, którzy zginęli w nim w niewyjaśnionych do końca okolicznościach.
“American Horror Story” zaczyna się jak 90% horrorów o nawiedzonych domach: niewinna (choć nie do końca) rodzina zmuszona jest żyć w domu, którego nie mogą się pozbyć. Nawiedzają ich dziwni sąsiedzi: ekscentryczna niedoszła gwiazda filmowa Constance, jej córka z zespołem Downa, oraz mocno zaburzony i agresywny nastolatek Tate. Ale ta trójka to dopiero początek kłopotów.
Najgorsze przed nimi/nami, bo film staje się parafrazą tytułu pewnej czeskiej komedii z lat 70. „Trup w każdej szafie”, co w przypadku tego serialu powinno brzmieć „Duch w każdej szafie”. Bo też w każdym następnym odcinku poznajemy kolejne potępione duszyczki, związane z nawiedzonym domem, które porzuciły (za czyjąś lub swoją sprawką) powłokę cielesną, by na zawsze stać się mieszkańcami domu. Taka jest bowiem jego zasada: kto w nim umrze, już w nim zostanie. Nic więc dziwnego, że duchy (w tym te mało sympatyczne) nagminnie się gdzieś pałętają powodując, że dom, a zwłaszcza jego piwnica przypomina chwilami modny bulwar. Pomysł sam w sobie jest nawet zabawowy, zgrabnie momentami przedstawiony, ale film generalnie zniszczono kompletnie chybionym, zbyt wcześnie wszystko ujawniającym montażem sprawiającym, że napięcie nie zbliża się nawet do jakiegokolwiek apogeum. Końcowe odcinki są bardziej udane, ale pierwsze po prostu słabe, a pilot serialu może skutecznie odstraszyć (i to na wieki). Ten chaotyczny montaż, nie opowiadający historii tylko jej skrawki paradoksalnie dobrze pasuje do najciekawszej postaci – Constance i najlepszej, grającej ją aktorki – Jessiki Lange. Jej Constance jest schizofrenicznie pokawałkowana jak pęknięte lustro, nieprzewidywalnie chaotyczna i nie sposób nadążyć za jej zmiennymi nastrojami i intencjami. Znakomita! Nie mówiąc już o tym że jest wciąż piękna i seksowna, pomimo 60-tki na karku.
ASPEKTY TECHNICZNE
Jeśli chodzi o kontrast obraz jest prawdę mówiąc kiepskawy. W palecie kolorów w ogóle niemal nie ma czerni, wszystko jest rozbielone. Przeważają szarości, brudne brązy, wypłowiale beże. Czerwienie są przydymione, żółcie mają marchewkowy odcień, błękity wpadają w grafity i marengo. Tło często szemrze. Krawędzie lekko falują (płot, schody, balustrada). Tylko sceny z przeszłości są porządnie skontrastowane, ostrzejsze i mają odpowiednią głębię. A i koloryt jest inny: szarości mają srebrzysty połysk, granaty są intensywne i mocne, a biel perłowa.
W kwestii dźwięku, niestety, nie zostaniemy usatysfakcjonowani. Jedyna wersja polska to lektor w stereo. Można posłuchać porządnej wersji angielskiej, ale nawet nie ma polskich napisów. Szkoda bo odgłosy domu, w sensie odgłosy życia pozagrobowego są w DD 5.1 ładnie rozprzestrzenione, czego o stereo powiedzieć nie można.
BONUSY
Nic.
veroika |