AC/DC: LIVE AT RIVER PLATE

Nasza ocena:4Nośnik:DVD
Tytuł oryginalny:AC/DC: Live At River Plate
Gatunek:koncert, hard rock
Kraj produkcji:USA
Rok produkcji:2009
Czas trwania:110 min
Kategoria wiekowa:b.o.
Reżyseria:David Mallet
Obsada:Angus Young, Malcolm Young, Brian Johnson, Cliff Wiliamson, Phil Rudd
Dystrybucja:Sony Music
Opis
Australijczycy najlepiej czują się w krajach latynoskich.
Galeria

Zespół AC/DC po premierze ostatniego studyjnego albumu „Black Ice” wyruszył na 20-miesięczne światowe tournée. Zawitał do 108 miast, zagrał przed blisko 5 milionami fanów. Trzy koncerty zagrane w Buenos Aires i uwiecznione na tym DVD były pierwszymi od 13 lat w Argentynie. Nie dziwi więc, że bilety zostały sprzedane na pniu. Całość skrzętnie sfilmowano 32 kamerami HD. Tej jakości co prawda na nośniku DVD aż tak nie widać, ale na BD owszem.

Niestety „Live At River Plate” nie ma tak dużej siły rażenia jak legendarny film „Let There Be Rock. The Movie. Live In Paris” z 1979, czyli bagatela sprzed trzech dekad. Nie może mieć, bo i panowie lata mają nie te (średnia wieku muzyków na koncercie z grudnia 2009 roku to 60 lat), a i stadionowe widowiska rządzą się zupełnie innymi prawami niż koncerty klubowe. Tu grupa wystąpiła przed blisko 200-tysięcznym audytorium, więc i show było bardzo widowiskowe, niemal totalne. Mamy tu wszystko, z czego słynie AC/DC od lat, i jedną nowość: olbrzymi pociąg, który wjeżdża z impetem na scenę przed „Rock ‘N’ Roll Train”, jest ostrzeliwanie dział w „For Those About Rock (We Salute You)”, striptiz Angusa w blusiarskim „The Jack”, dzwony w „Hells Bells” i wiele innych. Pod względem repertuaru to koncertowe DVD powiela to, co widzieliśmy na poprzednich filmach, jak „Live At Donington”, „No Bull – Director’s Cut” czy „Stiff Upper Lip Live”.

Na repertuar koncertu złożyła się żelazna klasyka przepleciona tylko dwoma wypełniaczami z albumu „Black Ice”, który zresztą nie jest żadną jazdą obowiązkową, ot, przeciętną płytą legendarnego zespołu. Na poziomie, ale bez adrenaliny.

Tyle porównań. Przed rozpoczęciem show na wielkich telebimach pojawia się animacja przedstawiająca rozpędzony pociąg. Jego stery o wybitnie fallicznych kształtach przejmują długonogie piękności, żeby z impetem jechał na zatracenie. Gdy filmik kończy się wielką eksplozją, ekrany się rozsuwają, z głośników wydobywają się riffy do „Rock ‘N’ Roll Train”, a tytułowy pociąg wjeżdża na środek sceny. Kapitalne rozpoczęcie koncertu. Zaraz potem zespół łoi hit za hitem: „Hell Ain’t A Bad Place To Be”, „Back In Black”, „Big Jack”, „Dirty Deeds Done Dirt Cheap”, „Shot Down In Flames”, „Thunderstruck”, „Black Ice”, „The Jack”, „Hells Bells”, „Shoot To Thrill”, „War Machine”, „Dog Eat Dog”, „You Shook Me All Night Long”, „T.N.T.”, „Whole Lotta Rosie”, „Let There Be Rock”, „Highway To Hell” i „For Those About To Rock (We Salute You)”.

Po obejrzeniu tego koncertowego DVD wnioski są następujące: w obozie AC/DC od lat nic się nie zmieniło, z wyjątkiem wieku, jednak ta cecha wydaje się bardziej cnotą aniżeli wadą. Muzycy, mimo że są coraz starsi i potracili sporo włosów (szczególnie mało apetycznie wygląda łysiejący Angus Young – jak karykatura przerośniętego uczniaka), nadal potrafią zagrać blisko 110-minutowe show. Z trasy na trasę ich koncertowe DVD prezentują się coraz bardziej perfekcyjnie, zarówno od strony brzmieniowej, jak i wizualnej. Tak jak to ma miejsce w wypadku tras koncertowych The Rolling Stones, tak i w wypadku AD/DC chodzi raczej o ciągłe odgrywanie klasycznych kawałków i zabawę przy nich niż wynajdywanie prochu. Wiadomo, lubimy to, co znamy. Dlatego też nowe kawałki z „Black Ice”, jak utwór tytułowy czy „War Machine”, brzmią nieznośnie kwadratowo przy Angusowej klasyce i znacznie odstają od reszty. A z pozostałych płyt nagranych w latach dziewięćdziesiątych słyszymy tylko „Thunderstruck” z „The Razors Egde” z 1990 roku!

Dlatego też żelazny repertuar sprawdza się tu fenomenalnie.

Pierwsze skrzypce od lat grają Brian Johnson (w nieśmiertelnej motocyklówce na głowie i kamizelce) i Angus Young, którzy jako jedyni przemierzają scenę wzdłuż i wszerz. Co prawda Angus miewa chwile, że jest blady jak w stanie przedzawałowym, ale jakoś daje radę do końca show. Śmiało można napisać, że „Live At River Plate” to stare show w nowym stylu.

Od strony realizacyjnej koncert został nakręcony klasycznie. Sporo ujęć opiera się na dzieleniu ekranu i pokazywaniu w jednym kadrze dwóch lub więcej ujęć. Bardzo żywo prezentują się ujęcia pokazujące falujący jak morze tłum (to robi wrażenie). W sumie jest bez zarzutu, takiego show należało się spodziewać, ale miło by było zostać pozytywnie zaskoczonym.

ASPEKTY TECHNICZNE

Obraz przeniesiono na dysk bez zarzutu, oczywiście pod warunkiem że weźmiemy poprawkę na to, że to format DVD, a nie BD. Jest ostry, wyraźny, ale bez przesadnego konturowego rysunku, wściekłego, kłującego w oczy kontrastu i żyletkowej ostrości typowej dla formatu wysokiej rozdzielczości. Bardzo dużo ujęć jest filmowanych z lotu ptaka, pokazują stadion z każdej możliwej strony i w przeróżnych wariantach. W wersji DVD obraz w formacie panoramicznym z rzadka traci wyraźność (parę razy w ujęciach w ruchu). Poza tym do niczego nie można się przyczepić. Kolory są bardzo żywe, ale bez przesadnej połyskliwości, ostrość jest dobra, a płynność poruszających się obiektów w porządku. Żadnego zaszumienia, ziarnistości czy schodkowania linii ukośnych. Barwy zbalansowane. Po prostu światowy, bardzo wysoki poziom.

Ścieżka dźwiękowa w Dolby Digital 5.1 dynamiczna, selektywna, z wyraźnie słyszalnym głosem Johnsona dobiegającym z centralnego i frontów. Dynamika nagrania energetyczna. Głównie aktywna jest przednia ściana dźwiękowa, bo kanały surround imitują miły uchu pogłos. Wysokie i średnie pasmo jest wzbogacone dobrze usytuowanym basem. Całość zmiksowana jak przystało na AC/DC: dużo gitar, odpowiednio wyraźnie i dobitnie słyszalna perkusja. Wszystkie partie solowe Angusa są na tym DVD słyszalne wyraźniej niż na poprzednich. Oczywiście oprócz wersji dookolnej mamy do wyboru ścieżkę dźwiękową w LPCM Stereo.

BONUSY

„Behind The Scenes In Buenos Aires” to rozdział, w którym znajdziemy 25-minutowy materiał zakulisowy pod tytułem „The Fan, The Roadie, The Guitar Tech & The Meat”. To typowy materiał ukazujący przygotowania do koncertów (w Buenos AC/DC zagrało ich aż trzy pod rząd), rozmowy z fanami, pracownikami technicznymi, realizatorami filmu z koncertu. „Show Opening Animation” to w pełnej wersji wstęp animowany, puszczany na początku koncertu, o bardzo seksistowskim zabarwieniu.

Marcin Kaniak

Dodaj swoją opinię
Ocena
Ocena 0.00 (0 głosów)
Podpis:
Nasze oceny
Film:4
Obraz:4
Dźwięk:4
Bonusy:2
Stopka techniczna
Obraz::kolor, 1.78:1, 16:9
Dźwięk::Dolby Digital 5.1, LPCM Stereo
Ścieżki dźwiękowe::angielska
Płyta::2-warstwowa
Liczba scen::20
Bonusy::dodatkowy film, materiał zakulisowy
Newsletter - przyłącz się!
Bądź na bieżąco, podaj swój e-mail, odbieraj newsy i korzystaj z promocji.
  Wybierz najbardziej interesujący dział, 
  a następnie kliknij Zapisz się.