Co w filmie Martina McDonagha („Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”) jest prawdą, a co fikcją, co powstało w umyśle głównego bohatera, w jaki sposób poznani ludzie przyczynili się do powstania dzieła literackiego, a może wręcz przeciwnie – w jaki sposób dzieło literackie stworzyło głównych bohaterów? Na te i wiele innych pytań związanych z „7 psychopatami” można udzielić różnych odpowiedzi: film jest postmodernistyczną zabawą, wykorzystującą klisze gatunkowe i charakterystyczne dla kryminałów i thrillerów postacie. Wykorzystującą je jednak w taki sposób, że powstało coś nowego i ożywczego.
Marty jest pisarzem powieści kryminalnych. Pracuje właśnie nad nową, zatytułowaną „7 psychopatów”. Pracuje to może zbyt wiele powiedziane – siedzi i szuka inspiracji… Z pomocą przychodzi mu niezbyt rozgarnięty kumpel Billy, który ze swym wspólnikiem Hansem… kradnie psy (po czym oddaje je właścicielom, zgarniając nagrody). Billy opowiada pisarzowi o niezwykłych wyczynach przeróżnych psychopatów, co Marty skrzętnie przelewa na papier (my zaś w retrospekcjach, a może raczej już przeniesione w świat literackiej fikcji, owe wyczyny oglądamy). Sytuacja skomplikuje się, gdy Billy ukradnie ukochanego psa niezrównoważonego gangstera Charlie’ego, ten zaś wpadnie na trop złodziei i na swej drodze spotka także Marty’ego.
Niespodzianki wyskakują nam tutaj ze scenariusza niczym diabeł z pudełka: ciamajdowaty na pozór prostak okaże się sadystycznym szaleńcem, apaszka miłego starszego pana skrywa przerażającą bliznę z równie skrywanej przeszłości, zimny zabójca jest miłośnikiem białych puchatych króliczków… Postacie pokręconych głównych bohaterów zostały naszkicowane zgrabnie i wielowymiarowo, zaś wcielający się w nie aktorzy wykonali świetną robotę – prym wiedzie wiecznie rozdygotany, gestykulujący Sam Rockwell jako Billy, ale znakomicie spisał się także Christopher Walken w roli Hansa, a i Marty w wykonaniu Colina Farrella prezentuje się powyżej przeciętnej. Technicznie także jest bardzo dobrze (montaż) i dzieło Martina McDonagha można uznać za konkurencję dla wczesnych obrazów Guya Ritchie'ego (a i szczypta Tarantino się w tym znajdzie). Jeśli kogoś nie odstrasza spora dawka brutalności, a kocha zabawy kinem i absurd – lektura obowiązkowa!
ASPEKTY TECHNICZNE
Zdjęcia jasne, z lekko prześwietlonymi kadrami i o żółtawym kolorycie przeważającym w filmie. Czerń niezbyt głęboka, inne kolory naturalne poza scenami z „psychopatami, które są intencjonalnie przekoloryzowane i mają nienaturalnie mocny kontrast. Dosyć uciążliwą usterką jest szemranie tła już od pierwszych ujęć, a potem na powierzchni szpitalnego kaloryfera czy na tle firanki.
W ścieżce muzycznej pobrzmiewają echa country i muzyki meksykańskiej, zwłaszcza w strzelaninie, która jest też dosyć niezłym przykładem rozseparowania odgłosów kanonady. Basem niosą się wybuchy samochodów ten nocny i dzienny. Niezbyt wiele w tym filmie tak akcyjnych scen, ale trzeba przyznać, że tyły i w spokojniejszych sekwencjach nie próżnują i pełne są dyskretnych odgłosów tła. Na pustyni grają świerszcze, trzaskają palące się szczapy drewna w ognisku. W garażu gdzie Hans i Billy trzymają swoje łupy, w tle skomlą porwane psiaki. Sporo też wyraźnych odgłosów ulicy: szumu aut i gwaru głosów.
BONUSY
Materiał zakulisowy, a raczej z racji jego skrótowości , promocyjny oraz garść zwiastunów.
Jan / veroika
|