JA, JULINKA I KONIEC WOJNY
unikatowe recenzje DVD rarytasy
Wojna widziana oczami morawskiego chłopca.
Film Karela Kachyny najczęściej porównuje się do „Dziecka wojny” Andrieja Tarkowskiego. Jest w tym trochę racji, choć wizja wojny rosyjskiego i czeskiego malca jest zdecydowanie różna, bo też i różne mają doświadczenia (czeski Oldrich ma rodzinę i znajomych, mieszka we w miarę spokojnym miasteczku), i różnie wojna doświadczyła narody twórców obu filmów. Radziecka wizja jest więc bardziej surowa, brutalna, czeska zaś słodko-gorzka. W „Dziecku wojny” wojenne szaleństwo jest wszechobecne, w „Ja, Julinka i koniec wojny” w zwykłe na pozór życie przepełnione chłopięcymi psotami co jakiś czas wsącza się wojenny jad, małe i większe dramaty burzą niewinny dziecięcy świat.
Główny bohater, Oldrich, mieszka w małym morawskim miasteczku, z którego właśnie wycofują się Niemcy, a Armia Czerwona jeszcze tam nie nadeszła. Ojciec Oldricha jest surowy, lubi przylać chłopcu pasem, matka w chłopięcym wyobrażeniu jest wcieleniem anioła. Trzeba jednak przyznać, że Oldrich aniołkiem nie jest i na lanie co rusz zasługuje. Szczerze mówiąc, to hultaj wpadający co chwila w tarapaty, chłopiec złośliwy i niepokorny. A tytułowa Julinka? To nie jego pierwsza miłość, a… ukochana klacz ojca. Oldrich ma ją ukryć w lesie, krążą bowiem pogłoski, że Rosjanie rekwirują wszystkie konie. Przez własną głupotę chłopak zostaje jednak zdybany przez niemieckich uciekinierów, którzy zabierają mu siłą wóz i Julinkę… Pewny solidnego lania Oldrich postanawia nie wracać do domu, dopóki nie znajdzie i nie odzyska konia. A koń się znajduje, tyle że już u… wkraczających właśnie krasnoarmiejców.
Czegóż tu nie ma: są wizyjne sceny przedstawiające chłopięce marzenia (najczęściej dotyczą upokorzenia jego zajadłych, nieco starszych wrogów – czwórki chłopców z tego samego miasteczka), są wyścigi wozów wzorowane na wyścigach rydwanów, są sceny batalistyczne, szczeniackie wybryki gwarantujące szczere wybuchy śmiechu, jest i wątek linczu na domniemanym kolaborancie, przyjacielu chłopca Cyrylu (Czy był kolaborantem? Sceny palenia niemieckich dokumentów mogą o tym świadczyć…). Wszystko to jednak współgra ze sobą, tworząc naprawdę spójną, poruszającą i dziś całość. Nie przeszkadzają nawet surrealistyczne wstawki marzeń na jawie, gdy widzimy na przykład chłopca i jego matkę unoszących się w niebo na Julince.
„Ja, Julinka i koniec wojny” zadebiutował na MFF w Mar del Plata, wygrywając zresztą ten festiwal. W Czechosłowacji film nie został najlepiej przyjęty, przynajmniej przez krytyków – nie chodziło tutaj o poziom artystyczny, ale o to, jak zostali pokazani Czesi. Mieszkańcy miasteczka błyskawicznie plądrują domy opuszczone przez rodziny współpracujące z Niemcami, kłócą się o rozkradany dobytek, są dwulicowi (zestawienie scen z procesji z twarzami kolejnych „porządnych” obywateli), zajadli i z pewnością mało bohaterscy (kolejne napisy domalowywane na bramach, w miarę jak zmieniają się przechodzące przez miasteczko wojska)… Nie takich Czechów miał oglądać socjalistyczny widz…
Jan
Tytuł polski: Ja, Julinka i koniec wojny
Tytuł oryginalny: At’ žije republika
Gatunek: obyczaj, wojenny
Kraj produkcji: Czechosłowacja
Rok produkcji: 1965
Czas trwania: 128 min
Kategoria wiekowa: 12 lat
Reżyseria: Karel Kachyna
Obsada: Zdeněk Lstibůrek, Naděžda Gajerová, Vlado Müller, Gustáv Valach, Jurij Nazarov, Iva Janžurová, Jindra Rathová
Dystrybucja: Bonton Film