DIAVOLOPERA: PRELUDIUM

Nasza ocena:4Nośnik:CD
Tytuł oryginalny:Diavolopera: Preludium
Gatunek:rock gotycki, metal gotycki
Kraj produkcji:Polska
Rok produkcji:2012
Czas trwania:29 min
Obsada:Julia Grisznina, Robert Bandzul, Mirosław Abramowicz, Tomasz Bartoszek, Sławomir Kliszewski
Dystrybucja:Rock Servis
Opis
Debiut dobrze zapowiadającej się gwiazdy metalu gotyckiego ro(c)kuje dobrze.

W zalewie młodych zespołów grających rock gotycki czy metal gotycki, debiutancki minialbum gdyńskiej formacji Diavolopera „Preludium” trwający niecałe pół godziny jest jak jaskółka, która zwiastuje wiosnę. W przeciwieństwie do innych debiutantów grających podobną muzykę jego twórcy nie silą się na jakieś wielce artystowskie „dzieła”, tylko tworzą muzykę, której da się słuchać i która wpada w ucho. Zjawisko rzadkie na rodzimej scenie nie tylko metalu gotyckiego, proszę mi wierzyć. Większości płyt debiutantów nie da się po prostu wysłuchać więcej niż raz i to z bólem jąder. Tu natomiast pełny komfort. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie porównał aksamitnego wokalu Julii Griszniny (wokalistki o kobiecych, pełnych i namiętnych kształtach) do wokalu Tarji Turunen z okresu, gdy śpiewała w Nightwish. Z tą różnicą, że Grisznina nie wyje jak Tarja i zna swoje ograniczenia. Z powodzeniem wykorzystuje swoje atuty, których ma sporo.

Repertuar „Preludium” został zdominowany przez melodyjną i wpadającą w ucho muzykę oscylującą pomiędzy mniej progresywną wersją Nightwish a nowoczesnym rock-metalem gotyckim w przebojowej wersji. Zespół nie przekracza granicy pomiędzy metalem a pop-metalem i trzyma się wyznaczonych sobie granic.

Już rozpoczynająca album kompozycja „Desire” (bardzo blisko ocierająca się o bardzo wczesny Closterkeller) sprawi, że o Diavoloperze usłyszymy jeszcze nie raz. Świetnie zapowiada się „For T…” i aż do końca utrzymuje wysoki poziom. Jest tu tempo, klimat, melodia i świetny wokal. Całość sprawia bardzo korzystne wrażenie. O słabościach do klimatów orientalnych świadczy „Alone”, z z lekka zawodzącym wokalem, ciężkimi gitarami i czymś na podobieństwo sitara. Równie intrygujące wrażenie sprawia orientalizująco rozpoczynający się „Princess”. Ciężko, znów z zawodzącym wokalem o melodyjnej linii.

Ostatnia kompozycja, „Daddy”, udowadnia, że zespołowi trochę już brakowało pomysłów, ale ogólne wrażenie z wysłuchania całej płyty jest bardzo pozytywne. Słychać, że zespół z naturalną swobodą potrafi komponować utwory, czego na przykład szczeciński Moonlight nigdy nie się nauczył, aż do zakończenia kariery.

Jednym słowem w muzyce Diavolopery tkwi bardzo duży potencjał, nie tylko warsztatowy. Grupa z łatwością operuje bogactwem interpretacji i aranżacji swoich partii. Ma wokalistkę, która wie, co śpiewa, o czym śpiewa i jak śpiewa. Jestem pewien, że zespół szybko wypełni lukę po szczecińskim Moonlight, której jak dotychczas nikomu nie udało się wypełnić. „Preludium” bardzo pozytywnie zaskakuje i dotrzymuje składanych obietnic. Zespół nagrał płytę solidną, przebojową i dającą się przesłuchać nie raz i nie dwa razy.

Jedyne, co mnie w tej płycie drażni, to brak zdecydowania, w jakim języku Grisznina ma śpiewać. Okazuje się, że piosenkarka po polsku śpiewa równie dobrze jak po angielsku, jeśli nie lepiej, a na pewno melodyjniej i naturalniej. Podejrzewam, że kolejny album będzie równie dobry jak debiut i może w całości po polsku.

Marcin Kaniak

 

Dodaj swoją opinię
Ocena
Ocena 0.00 (0 głosów)
Podpis:
Newsletter - przyłącz się!
Bądź na bieżąco, podaj swój e-mail, odbieraj newsy i korzystaj z promocji.
  Wybierz najbardziej interesujący dział, 
  a następnie kliknij Zapisz się.