Heaven & Hell zagrał 30 lipca 2009 roku na największym festiwalu muzyki metalowej w Europie, Wacken Open Air Festival, w klasycznym składzie: Ronnie James Dio, Tony Iommi, Geezer Butler, Vinny Appice i Scott Warren na klawiszach.
Koncert odbył się w ramach trasy promującej wydany przez zespół album „The Devil You Know”, który nie jest tak dobry jak niedoceniony w swoim czasie „Dehumanizer”, ale nie przynosi zespołowi wstydu. Niestety to ostatni album studyjny zespołu, a koncertowe DVD to zapis jednego z ostatnich jego koncertów zagranych przed tak dużym audytorium. Na początku listopada 2009 roku u Ronnie'ego Dio zdiagnozowano raka żołądka, muzyk zmarł 16 maja 2010 roku w Houston.
Moment narodzin Heaven & Hell, czyli Black Sabbath w składzie z drugim wokalistą grupy Ronniem Jamesem Dio, nastąpił już w 2007 roku. Zespół wydał wówczas album kompilacyjny „The Dio Years”, na którym umieścił aż trzy premierowe kompozycje: „The Devil Cried”, „Shadow Of The Wind” i „Ear In The Wall”. To był pretekst, żeby odbyć trasę koncertową. Po jej zakończeniu wydał DVD „Live From Radio City Music”.
Bez wątpienia to, co zagrali razem Dio, Appice, Butler i Iommi, jest lepsze niż wielce nagłośniony powrót Black Sabbath z Ozzym, w 1997 roku. Mniej showmańskie, bardziej koleżeńskie. Na koncercie na Wacken Open Air Festival słychać, że pomiędzy muzykami może nie iskrzy tak jak 30 czy 20 lat temu, ale mają ze sobą dobry kontakt.
To, co słyszymy ze sceny, to z paroma wyjątkami powrót do przeszłości, do czasów z albumu „Live Evil”, albowiem repertuar zawarty na DVD jest bliźniaczo podobny do tej słynnej koncertówki.
Koncert dobry, zawierający to, z czego ten skład Black Sabbath słynął. Zagrany przed bardzo dużym audytorium, świetnie przyjęty. Przed sceną rozpościera się morze ludzi, którzy z wielkim szacunkiem i owacjami na stojąco (dosłownie) przyjęli Heaven & Hell. Zanim zacznie się właściwy koncert, ze sceny słyszymy intro („E5150”), po którym zespół z kopyta zaczyna show od „The Mob Rules”. Po przywitaniu się Dio z publicznością zespół gra „Children Of The Sea”, „I” ze słynnego „Dehumanizer”, „Bible Black” z „The Devil You Know”, znów powrót do roku 1992, czyli „Time Machine”, ponownie nowa kompozycja „Fear”, klasyka „Falling Off The Edge Of The World” i znów nowość „Follow The Tears”. Na sam koniec już sama klasyka: „Die Young”, „Heaven And Hell”, a na bis „Country Girl” i „Neon Knights”.
Cóż tu pisać. Cieszy, że tamtego wieczora zespół zagrał klasykę i aż dwa kawałki z „Dehumanizer”, te najcięższe i najlepsze. Koncert różni się od tego z „Radio City Music Hall” nie tylko scenografią, wykonaniem, ale i klimatem. Jest od koncertu z Nowego Jorku niewiele słabszy brzmieniowo i krótszy. Inaczej gra się w hali koncertowej, a inaczej w plenerze.
Słuchając „Neon Nights”, zamykam oczy i odbywam podróż do przeszłości. Wokalnie Dio jest w dobrej formie, ale słabszej niż na koncercie z Nowego Jorku. Nie osiąga już tak wysokich rejestrów jak dwie dekady temu, jednak słychać, że nie oszczędza gardła. Występ technicznie jest bez zarzutu. Jedyne, co mnie razi, to próby improwizacji, jakie Iommi „uskutecznia”. To jest gitarzysta świetny, gdy krzesa ciężkie i mocne riffy. Gdy ma coś zaimprowizować, zagrać coś lekko, finezyjnie, słychać, że jest zbyt sztywny. Wówczas jest katastrofa, gra twardo i kwadratowo. Jego specjalnością są ciężkie, potężne i dołujące riffy.
„Neon Nights. 30 Years Of Heaven & Hell. Live In Europe” to po prostu dokument, pamiątka z tamtego festiwalowego koncertu i niestety jeden z ostatnich nagranych koncertów z Ronniem Jamesem Dio. Ten koncert to swoiste pożegnanie. Najbardziej smutne jest to, że muzycy w tym składzie wreszcie złapali wiatr w żagle i byli w stanie nagrać jeszcze parę albumów, ku uciesze metalowej gawiedzi.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz zapisano w panoramicznych proporcjach 1.85:1. Pod względem technicznym to klasyczna realizacja telewizyjna. Praca kamer nie kreuje w żaden sposób widowiska, tylko je rejestruje. Pojawia się trochę ziarna na dużych, ciemnych płaszczyznach. Zdarza się, że czerwień albo czerń wylewa się poza kontury w najciemniejszych scenach. Widać też ziarno cyfrowe, gdyż koncert filmowano nocą dla nadania mu mrocznego klimatu. Światła (purpura, czerwień) zalewają całą scenę, przez co całość wygląda niesamowicie.
Dźwięk do wyboru. Mamy i skompresowane cyfrowe stereo, i Dolby Digital 5.1, i DTS 5.1. Ścieżka w DTS w rzeczy samej najlepsza, ale ciążąca do stereo. Kanał centralny odzywa się symbolicznie. Słychać, że ciężko jest nagrać koncert w plenerze tak, żeby brzmieniowo porywał jak koncerty grane w pomieszczeniach zamkniętych. Dynamika dobra, całość czytelna, ale nie porywająca.
BONUSY
W dziale „Interviews” sporo wypowiedzi. W „30th Anniversary Interviews” wypowiadają się Dio, Butler, Appice i Iommi. Dio opowiada nie tylko o koncercie, ale pamięcią sięga do czasów rozstania się z Black Sabbath po płycie „Live Evil” oraz do powrotu do składu BS z okazji płyty „Dehumanizer” i okoliczności ponownej reaktywacji w 2007 roku. Sporo śmiesznych anegdot opowiada na luzie Geezer Butler. Dzieli się refleksjami na temat nagrywania albumu „Live Evil”, który uważa za dobry muzycznie, ale słaby brzmieniowo (prawda). Nawet sztywny Iommi wyduka jakąś anegdotę. Są angielskie napisy. Charakter wspomnieniowy ma „Ronnie James Dio Tributes”, w którym w paru słowach muzyka wspominają Iommi, Butler i Appice.
Marcin Kaniak
|