MOTÖRHEAD: EVERYTHING LOÜDER THAN EVERYTHING ELSE

Nasza ocena:4Nośnik:DVD
Tytuł oryginalny:Motörhead: Everything Loüder Than Everything Else
Gatunek:koncert, hard\'n\'heavy, heavy metal
Kraj produkcji:Niemcy, USA
Rok produkcji:1991
Czas trwania:66 min
Kategoria wiekowa:12 lat
Reżyseria:Jeb Brien
Obsada:Lemmy Kilmister, Philip Campbell, Philthy Animal Taylor, Würzel
Dystrybucja:Sony Music
Opis
Odrażający, brudni, źli.
Galeria

Koncert ukazał się w ramach wydawanych przez Sony Music edycji DVD „Visual Milestones”.

Dawno temu, w zamierzchłej epoce kaset VHS funkcjonował pod tytułem „1916 Live… Everything Loüder Than Everything Else”. Jest to zapis koncertu z 11 marca 1991 roku z Deutsches Museum w Monachium przeplatany wypowiedziami muzyków i pokazujący ciekawostki zza kulis. Materiał, odliczając wypowiedzi zespołu, zawiera blisko godzinny koncert Motörhead, bez cięć i cenzury.

Krótki koncert, ale jakże kaloryczny.

Zespół w 1991 roku był świeżo po premierze płyty „1916”, jednej ze słabszych w swej karierze, ale nie najgorszej. Do koncertowego repertuaru grupy na długo trafił z niej tylko „Going To Brazil”, „The One To Sing The Blues” i „I’m So Bad (Baby I Don’t Care)”. Celowo, dla podkreślenia rebelianckiego, niezależnego i metalowego wizerunku grupy rockowych rozrabiaków, obraz w sekwencjach koncertowych jest czarno-biały i porządnie ziarnisty, w scenach wypowiedzi kolorowy. W dużej części jest to spowodowane filmowaniem grupy kamerami Super 8. Dzięki temu zdjęcia mają oryginalny, surowy charakter. Zupełne przeciwieństwo nakręconych w pełnym wypasie takich DVD jak „Boneshaker” czy „Stage Fright”.

Koncert rozpoczyna „Metropolis”, zaraz potem z kopyta lecą: „I’m So Bad (Baby I Don’t Care)”, „Going To Brazil”, „Traitor”, „No Voices In The Sky”, „Just ‘Cos You Got The Power”, „Angel City”, „Love Me Forever”, „Ramones”, „Orgasmatron”, „Killed By Death” i „Ace Of Spades”.

Ze sceny leci prawdziwy ogień, grupa gra bardzo szybko i drapieżnie. Słychać, że Motörhead w tamtym czasie potrafił zagrać z jadem. Zespół brzmi ostro jak na wydanym przed „1916” albumie koncertowym „No Sleep At All”, który nie powtórzył sukcesu słynnego „No Sleep 'til Hammersmith”.

Dźwięk jest garażowy, brudny, przesterowany, brzmienie odpowiednie do tego, jakie zespół generował na żywo w tamtym okresie. Utwory brzmią ostrzej niż ich wersje studyjne, agresywniej, przez co mamy do czynienia z prawdziwym i niepodrabianym wizerunkiem rockowców z krwi i kości. Zaskakuje ballada „Love Me Forever”, aż ciarki przechodzą po plecach.

To bardzo nieliczne DVD, na którym mamy możliwość obejrzeć Motörhead w składzie czteroosobowym, z Phillem Campbellem i Würzelem na gitarze.

Koncert nie należy do specjalnie widowiskowo nakręconych, zwłaszcza jeśli, czego nie powinno się robić, porówna się go do współczesnych standardów. Jest zrobiony w stylu koncertowych wideoklipów. Zespół jest ukazany zza perkusji, spod sceny, z boku lub z wysokości konsolety czy wreszcie z balkonu. Całość zawodowo zmontowana, bez udziwniania, utrzymana w formie rockumentary. Efekt dynamiczności podkreśla agresywny montaż wzbogacony ujęciami ukazującymi zespół filmowany pod światło. Koncert filmowało około 6 kamer, co pozwoliło wybrać w formie wstawek najciekawsze, wyselekcjonowane, parosekundowe ujęcia-perełki.

W migawkach pomiędzy utworami wypowiadają się muzycy. Ubrani w ciasne, skórzane gacie, dżinsowe kamizelki z ponabijanymi ćwiekami, rozczochrani, wyglądają jak wyjęci spod prawa… piraci (szczególnie Taylor). Najzabawniejszy jest właśnie Philthy Animal Taylor opowiadający o życiu w trasie, przesiadujący w autobusie cuchnącym petami i browarami. Zaglądamy na zaplecze, oglądamy przygotowania do koncertu od kuchni (dosłownie w porze lunchu). Cóż, sam rock'n'roll, nie ma lekko.

Czasy płyty „1916”, z której pochodzi ten koncert, i trzech kolejnych: „March Or Die”, „Bastards” i „Sacrifice” (z tą ostatnią zespół zawitał do zabrzańskiego MOSiR-u) niestety nie należały do najszczęśliwszych. Płyty były nierówne, a i skład ulegał zmianie. Trio, jakie znamy obecnie, skrystalizowało się dopiero na albumie „Overnight Sensation”.

Nie zmienia to faktu, że „Everything Loüder Than Everything Else” jest bardzo autentycznym obrazem ukazującym zespół w tamtym okresie, kiedy został zepchnięty na boczny tor ciężkiego grania. Naprawdę warto się z nim zapoznać, mimo że jest niezwykle trudno dostępny.

ASPEKTY TECHNICZNE

Zdjęcia kręcone na taśmie czarno-białej celowo zrobiono w technice brudu. Zszarzałe, brudne, z przewagą szarości aniżeli bieli i ziemistej czerni. W scenach wypowiedzi lekko podkolorowane, w scenach koncertowych czarno-białe. Wyjątkiem pojawiający się odcień zgniłej żółci podczas wykonywania „Orgasmatronu”. Niestety, widać, że nikt nie wysilał się nad poprawą jakości obrazu. W scenach z koncertu, głównie w drugiej części, pokrywa go mgiełka kompresji, a postacie zdają się momentami rozpływać. Kontrast też kuleje.

Dźwięk w skompresowanym stereo brzmi surowo, ale odpowiednio ostro, z wyraźnie słyszalnymi liniami basu i gitar. Jest tak, jak miało być. Surowo i brudno.

BONUSY

Brak takowych.

 Marcin Kaniak

Dodaj swoją opinię
Ocena
Ocena 0.00 (0 głosów)
Podpis:
Nasze oceny
Film:4
Obraz:2
Dźwięk:2
Bonusy:0
Stopka techniczna
Obraz::czarno-biały, 1.33:1, 4:3
Dźwięk::Dolby Digital Stereo
Ścieżki dźwiękowe::angielska
Płyta::1-warstwowa
Liczba scen::14
Newsletter - przyłącz się!
Bądź na bieżąco, podaj swój e-mail, odbieraj newsy i korzystaj z promocji.
  Wybierz najbardziej interesujący dział, 
  a następnie kliknij Zapisz się.